O planowaniu i przygotowaniach do tego spływu - tu!
25.06 - sobota
Zjechaliśmy się u Maćka w Sworach około południa. Zjedliśmy obiad, zapakowaliśmy się do busa i po niecałej godzinie wyładowaliśmy się w Nowej Brdzie.
Przy pierwszym wodowaniu na spływie dzieci zawsze nie bardzo wiedzą w czym i jak pomóc. Dobra, jeśli się przyglądają z uwagą, a nie ironią, to zapewne sporo zapamiętają...
]foto - Rici
Zaczynamy od ostrej jazdy i wspólnego wiosłowania.
foto Kuba
Do Folbrychtu było nawet łatwo: tylko trochę zwalonych drzew, pod którymi się dość sprawnie przeciskaliśmy. Za to za Folbrychtem zaczęła się prawdziwa zabawa. Poziom wody w rzece był tak niski, że co chwila zawisaliśmy na kłodach, których nie dawało się ominąć. Wreszcie zaczęło się brodzenie i przeciąganie kajaków z dziećmi. Frajda... średnia raczej. Pierwszy dzień spływu to zawsze najcięższe kajaki, bo... prowiant. Na szczęście woda była ciepła.
Płynąłem tym odcinkiem jakieś 15 lat temu, ale poziom wody był circa 20 - 25 centymetrów wyższy i wtedy nad prawie wszystkimi kłodami przechodziłem bez kontaktu. No i nie było osiadania na dnie, a to nie jest fajne.
Przed Mostem Garbatym skończyły się zwałki, ale niebo pokryło się paskudnymi chmurami, tu i ówdzie zagrzmiało, a i błysnęło całkiem mocno. Nie było innej rady, trzeba lądować i szybko założyć biwak.
fotki nie podpisane autorsko są moje
Szybko wyciągnęliśmy łodzie na ładne pole biwakowe i rozładowaliśmy graty pod sporą wiatę...
Za moment lunęło i to tak... solidnie. Od razu potwierdziła się nie tak znowu stara prawda, że fartuchy kajakowe to sprzęt wręcz niezastąpiony! Przydały się jeszcze wielokrotnie na tym spływie, aczkolwiek ten deszcz okazał się największym.
Ta wiata nas uratowała. Było gdzie się schować, choć wiatr zacinał deszczem także pod dach, ale gorący posiłek dało się zrobić bez rozbijania namiotów. Synowa przy stole organizują posiłe, a Kuba w głębi w kucki przy palnikach, bo dość wiało... Chyba jednak trzeba się "przeprosić" z dawno już przez nas nie używanymi osłonami po palników, które zostały... w domu.
Namioty postawiliśmy później, w krótkiej przerwie przed drugim, znacznie słabszym deszczem. Pod innymi wiatami schronili się kajakarze, którzy już tylko czekali na transport powrotny - rozgrzewali się zbiorowymi pieśniami... Zmywanie naczyń zrobiliśmy w... deszczówce z dachu wiaty.
Wieczorem, pomimo tej dużej zlewy udało się nawet rozpalić ognisko...
26.06 - niedziela
O szóstej rano nasz biwak wyglądał tak:
Poza nami był tam jeszcze tylko jeden namiot sympatycznego małżeństwa z dwójką chłopców. Cisza i spokój, choć szosa asfaltowa przebiegała tuż.
Na tym biwaku zagapiłem się przy pakowaniu i zostawiłem mój bardzo stary, ale jeszcze nie zniszczony i doskonały na spływy kapelusz nato-wski. Niech teraz służy komuś innemu...
Ładnie się płynęło rzeką bez zwałek pośród mnóstwa żółtych grzybieni...
W Dolince wyszliśmy na nasze pierwsze spore jezioro, Szczytno - kawał drogi do "przekopania" wiosłami. Sześć lat temu trzcin tam było znacznie mniej.
Wspólnie wiosłuje się znacznie lżej i łatwiej.
foto Kuba
Rici zapamiętywał wskazywane pola biwakowe, bo za dwa tygodnie będzie płynął tą samą trasą z jego synem i wnukami. Zresztą... weźmie mój bardzo dobry przewodnik kajakowy po Brdzie. No i ze względu na Mylof także wózek kajakowy z taśmami mocującymi. Pewnie jeszcze torbę wodoszczelną i takież etiu na dokumenty będzie potrzebował...
Braterski uścisk na "tratwie" pośród jeziora.
foto - Kuba
Kajak Kuby był wyraźnie przetrymowany na rufę. Zabrał znacznie więcej prowiantu niż było na uzgodnionej checkliście. Cóż, gdy on był mały, też płynąłem z nim mocno przeciążonym kajakiem. Historia zatacza kręgi także... pokoleniowe.
W połowie jeziora, w Rzeczenicy zrobiliśmy pierwszy odpoczynek.
foto - Kuba moim aparatem
Wojtuś zajadał się "styropianem"...
foto - Kuba moim aparatem
A Staś... emocjami.
foto - Kuba moim aparatem
Potem jeszcze niewielkie jeziorka: Szczycienko i Końskie. Po południu dotarliśmy wreszcie na wielkie pole biwakowe w Przechlewie, gdzie wreszcie mieliśmy wyjść na wartką rzekę.
Nie robiliśmy obiadu, bo bar był bardziej atrakcyjny. Sporo ludzi tam było, ale jakoś nikt nikomu w niczym nie przeszkadzał. Było co prawda trochę imprezowiczów, ale zaczęli tak wcześnie i tak ostro, że przed wieczorem... popadali.
Od obsługi dowiedzieliśmy się, że widoczny na zdjęciu pomost w czasie jego budowy wystawał znad wody tylko dwadzieścia centymetrów. Do tamtego poziomu wyraźnie "brakowało" teraz dobre pół metra!
Naściągaliśmy sobie sporo drewna z lasu. Staś chyba przesadził z możliwością tej piły.
foto - Rici
A ja chyba w drugą stronę... przegiąłem.
foto - Rici
Wojtuś na biwakach zawsze był skory do zabawy...
foto - Rici
Kolację zaczęliśmy wcześnie. Na złośliwie żarłoczne komarzyce mieliśmy coś bardzo skutecznego.
foto - Rici
Ale wieczorne ognisko się nam trochę... przeciągnęło...
foto - Staś aparatem Riciego
Ta krata do grilowania na łańcuchu przydała się nam bardzo.
27.06 - poniedziałek
Rzeką się zawsze łatwiej i lżej płynie niż po jeziorach. Trudno nie dostrzec piękna rozkwitających białych grzybieni - nenufarów.
Na Brdzie jest bardzo mało miejsc, gdzie można choćby na chwilę wylądować. Rzadko zdarzają się ogołocone z trzcin zewnętrzne brzegi zakoli. Zawsze są one stromymi skarpami i tylko niektóre nie są zawalone powalonymi drzewami...
foto - Rici
W czasie przerwy na siku i rozprostowanie nóg warto coś przekąsić.
foto - Rici
Szuwarowo oczeretowe odcinki rzeki ciągną się kilometrami...
Sześć lat temu, bardzo wtedy przyjazne prywatne pole biwakowe w Sąpólnie omijamy, bo jest kompletnie zdewastowane, a pobliską "patelnię" też uznaję za zbyt marnie wyposażoną. Obydwa mocno potrącone... rydwanem czasu.
Słońce grzało... Dobrze, że mieliśmy skuteczne kremy ochronne. Przydał by mi się kapelusz, alem go zaposiał.
foto - Rici
Jak to na spływie... raz się ma przed sobą pustą i cichą rzekę z łabędziami, kaczkami, czasem sarną u wodopoju, czy klangorem żurawia gdzieś nad głową, a innym razem z... kajakami i pokrzykiwaniem.
Za moment wystrandują...
foto - Rici
Przy moście w Konarzynkach...
I tu były wiaty oraz toy-toy'e...
Wojtuś na kajaku zwykle... usypiał.
Końcówka na jeziorze Charzykowskim była ze sporym wiatrem - dobrze, że tylko nieco... bocznym. Trochę "salsy" było...
Namioty rozbiliśmy wśród pięknych brzóz na dobrze wyposażonym polu biwakowym. Ciepłe prysznice, czyste toalety i... spokojni sąsiedzi.
Staś po obiedzie znów próbuje swoich sił samodzielnie.
Tym razem na Charzykowskim było mało wiatru i szło mu całkiem dobrze.
28.06 - wtorek
Jezioro Charzykowskie, Długie, Karsińskie...
Na Karsińskim zobaczyliśmy kormorany.
Dopływamy do Sworów...
Dopakowujemy nieco z pozostawionych w samochodach gratów i zostawiamy brudne ciuchy.
Oczywiście jemy tam obiad.
foto - Rici
A po obiedzie drobne zakupy w miejscowym sklepie.
Kajak Kuby już trochę "objedzony", więc dociążyły go... dzieciaki.
Na tym jednym kajaku wiosłowano we dwójkę. Przynajmniej takie było założenie...
foto - Rici
Rici swoją "dzidą" śmiga jak kajakarski mistrz!
foto - Kuba
"Przekopaliśmy" się przez kolejne jeziora: Witoczno, Małołąckie, Łąckie i spory Dybrzk. Na Dybrzku wiała nam dokładnie w plecy taka prawie "trójka", więc przeszliśmy je szybko, ale w Czernicy pole biwakowe okazało się wręcz obrzydliwie...
foto - Rici
...tam po prostu śmierdziało i był to smród zdecydowanie fekalny, a nie odjeziorny, który mógł przygonić silny tego dnia wiatr. Około 40 postawionych tam na całe lato, połączonych kablami elektrycznymi dużych przyczep kempingowych z "altanami" musiało dać taki skutek... Warto porównać - tu! i jeszcze tu!
Cóż, panta rhei... a z czasem nie wszystko zmienia się na lepsze...
W zamieszaniu narady z mapami nastąpiła druga moja strata na tym spływie: mały czarny, bardzo wygodny i niezawodny, choć taniutki kompas. Przywiązany do przewodnika kajakowego urwał się i poszedł sobie... w trawy. Trza będzie kupić następny, bo ten wcale nie był moim pierwszym.
Już bez "pomocy" wiatru przeszliśmy jeszcze na jezioro Kosobudno i tam znaleźliśmy najpierw niezłe lądowisko, ale na prywatnej działce, a potem miłe i nieźle wyposażone pole biwakowe. Pani kasująca za pobyt miała dla dzieci bardzo fajne książeczki... gratis, bo wydane nakładem Lasów Państwowych.
29.06 - środa
Ledwo wypłynęliśmy z jeziora Kosobudno, zaczął padać kolejny deszcz; najpierw drobny, ale gęstniał. Znów płyniemy zafartuchowani, ale przed samą zaporą przestało padać i wyjrzało słońce.
W Mylofie oczywiście duża przenoska. Przewodniki piszą, że 200 metrów... Tak było kiedyś, a teraz tak naprawdę jest sporo ponad 400, ale od tego mieliśmy własny wózek kajakowy.
Na pociechę po burłackiej pracy miejscowy specjał: świeżutkie wędzone pstrągi!
A ja przy wodowaniu znalazłem w wodzie 10 groszy... na szczęście!
Dopływamy do Rytla, za którym około kilometra mamy kolejne ładne i ciche pole namiotowe. Wprawdzie mocno imprezowali tam jacyś postawni "sportowcy", ale przed wieczorem zabrał ich umówiony transport.
Niecały kilometr od pola mamy sklepy, a po drodze... zderzenie starej, opuszczonej mleczarni z nowoczesną imprezownią...
30.06 - czwartek
Zwijamy ostatni biwak.
foto - Rici
Został nam nieduży kawałek drogi - circa 10 kilometrów, ale sporo slalomowania pomiędzy zwałkami.
foto - Rici
Na polu biwakowym w Brdzie czekał już na nas umówiony po śniadaniu transport - koniec spływu!
Ależ to szybko minęło...!
Wyciągamy z wody ostatni kajak.
foto - Rici
Nasze bagaże już w busie. Teraz tylko załadować kajaki...
foto - Rici
Ogólna refleksja z przebycia tej trasy po sześciu latach przerwy:
Wszystkie pola biwakowe nad Brdą są już co prawda płatne, ale za to wyposażone jak dla potrzeb kajakarzy zupełnie dobrze. Wiaty, stoły z ławkami, często zadaszone miejsca na ogniska i zupełnie znośne toy-toy'e... czegóż więcej potrzeba? Znając dobrze rzekę i z pomocą dobrych map da się znaleźć zupełnie dzikie miejsca na biwak, ale przy opłatach maksymalnie 10 złotych od osoby za nocleg, chyba traci sens szukanie takowych.
O 13:30 w Sworach przepakowujemy się w nasze samochody, jemy obiad, podziękowania, pożegnania i... czas wracać do domów.
Tak zarosłem w te kilka dni, ale także nieźle się opaliłem.
Pewnie długo będziemy wspominali tych sześć dni na wodzie...
Ja na pewno będę to wspominał mile!
Wszystkim współuczestnikom... SERDECZNE DZIĘKI...!
Brda - czerwiec 2016
- Zygmunt Skibicki
-
- Posty: 4030
- Rejestracja: ndz 31 gru, 2006
- Lokalizacja: Łódź
- Kontakt:
Brda - czerwiec 2016
Ostatnio zmieniony czw 11 sie, 2016 przez Zygmunt Skibicki, łącznie zmieniany 1 raz.
Wszystko, co tu piszę ma domyślną klauzulę "moim zdaniem" i nikogo to do niczego nie obliguje, ale i nie... upoważnia.
Mundek
www.turystyka.skibicki.pl
Mundek
www.turystyka.skibicki.pl
Ja tego lata byłam już na dwóch krótkich spływach - kajakami po Odrze (ok 12 km) i pontonami po Nysie Kłodzkiej (ok 15 km, płynęliśmy w szóstkę, z tego trzy osoby niepełnosprawne, więc wiosłowała nas tylko trójka).
No i chyba mi się to podoba
Nie przypuszczałam, że na "cywilizowanej" Odrze można zobaczyć czaple zrywające się 20 m od czoła kajaka.
No i chyba mi się to podoba
Nie przypuszczałam, że na "cywilizowanej" Odrze można zobaczyć czaple zrywające się 20 m od czoła kajaka.
- Zygmunt Skibicki
-
- Posty: 4030
- Rejestracja: ndz 31 gru, 2006
- Lokalizacja: Łódź
- Kontakt:
Ogniste "Hiszpańskie dziewczyny", to już Janku tylko w... szantach. Na spływach to zawsze były dziewczyny... mokre.Janek pisze:A gdzie ogniste dziewczyny?
Basiu!Basia Z. pisze:Nie przypuszczałam, że na "cywilizowanej" Odrze można zobaczyć czaple zrywające się 20 m od czoła kajaka.
Pięknie i urokliwie może być wszędzie, gdzie nie dotarły betoniarki... jeszcze! Mamy w kraju póki co jeszcze mnóstwo kilometrów nie wybetonowanych rzek.
A woda na krętej rzece w przełomach głębokich borów wcale nie jest taka beznadziejnie płaska...
Aż strach się bać o... góry! Co się stanie, gdy spróbujesz spływów kilkudniowych...?Basia Z. pisze:No i chyba mi się to podoba
Gdy nawet toporzastego twardziela budzi bladym świtem klangor żurawi, nie tylko serce mu mięknie... zapewniam.
A plusk kaczki krzyżówki wyskakującej spod wody wprost w powietrze tuż obok kajaka, to także niezła adrenalina...
A łabędzie nieme startujące wprost na Twój kajak, gdy się uchylasz, ale i tak poczujesz na twarzy powiew z ich ogromnych skrzydeł, mają swój mocny wyraz... bardzo!
O oszałamiającym pięknie wodnego kwiecia to już nawet pisać szkoda. To trzeba mieć w... oczach!
Wszystko, co tu piszę ma domyślną klauzulę "moim zdaniem" i nikogo to do niczego nie obliguje, ale i nie... upoważnia.
Mundek
www.turystyka.skibicki.pl
Mundek
www.turystyka.skibicki.pl
- Zygmunt Skibicki
-
- Posty: 4030
- Rejestracja: ndz 31 gru, 2006
- Lokalizacja: Łódź
- Kontakt:
No i bardzo... bardzo dobrze!andy67 pisze:To chyba jednak nie dla mnie
Nigdy i nigdzie nie mówiłem, że to jest dla... każdego.
Wszystko, co tu piszę ma domyślną klauzulę "moim zdaniem" i nikogo to do niczego nie obliguje, ale i nie... upoważnia.
Mundek
www.turystyka.skibicki.pl
Mundek
www.turystyka.skibicki.pl