Wędrówka pierwsza.
Niedziela - 15 października 2006.
Zakopane





Budzę się przed 6:00 rano. Jestem wychłodzony po wielu godzinach nocnej podróży zimnym autobusem. Razem ze mną budzi się październikowy poranek… Od Nowego Targu pada deszcz, romazywany przez smętne wycieraczki autobusu. Nie mam termosu z herbatą – a szkoda.
Wreszcie dworzec zakopiański. Tam już łapie mnie całkowita delirka z zimna. Wchodzę w kąt koło kibla i zarzucam na siebie co tylko mam w plecaku. O 7:35 odjeżdża opóźniony autobus do Popradu. A ja w środku.
Na granicy polsko-słowackiej przebiega dziś również granica pogodowa. Pokazuje się słońce i Tatry Bielskie…
Dojeżdżam do Smokovca. Wszędzie pustka. Na szczęście kultowy smokoviecki bar dworcowy otwarty. Gorące wino marki wino z 2 kostkami cukru stawia mnie na nogi. Wskakuję do električki (9:40) i podróżuję w stronę Szczyrbskiego Jeziora…
Kolejne opustoszałe miasteczko. Piękne jezioro otoczone obskurnymi (poza wyjątkami) budynkami. Świeci słońce i mimo październikowego chłodu, pogoda robi się naprawdę piękna. Trochę błąkam się po mieście szukając początku żółtego szlaku. Jest!
Ruszam o 10:15. Z początku widoki takie sobie. Widać głównie zniszczone skocznie narciarskie. Ale im dalej w Dolinę Młynicką tym piękniej. Mijam wodospad Skok i Pleso nad Skokom. Na tym odcinku sporo ludzi (popularny szlak, dzień świąteczny). Następnie wspinam się obok Capiego Plesa na przełęcz Bystre Sedlo. Nie spieszę się, bo czasu dużo, a plecak zapakowany dobytkiem na 7 dni. Z przełęczy widoczki na Furkot, Hruby, Szczyrbski i Grań Baszt. Ładnie tam.
Czas otworzyć gębę i się do kogoś odezwać. Dobrym obiektem okazuje się być młoda dziewczyna z Myślenic, która radośnie bryka pod przełęczą wschodnim zboczem w stronę Furkotu pilnie wypatrując znaków szlaku. Czekam aż się wybryka, po czym krzyczę, że na Bystre Sedlo, to nie tamtędy. Widzę uznanie w jej oczach. Myślę sobie „niezły lans”. Dalej wędrujemy razem Doliną Furkotną gawędząc miło o tym i o tamtym. Stawy w kolanach zaczynają skrzypieć. Przyjechałem tu prosto zza biurka, tuż po operacji, nie przesypiając nocy i targając plecak. Czas się zwijać na piwo. Z „Razcestie pod Soliskom” niebieskim szlakiem docieram do schroniska „Chata pod Soliskom”. Jest po godz. 16:00-tej. Żona chatara, piękna Słowaczka o cygańskiej nucie urody melduje mnie w schronie. Jest tu jeszcze dwóch Polaków – dziadek z wnuczkiem. Dziadek narowisty, ostro klnie i jest mocno wqurwiony, że go wszystko boli. Mam z niego niezłą polewkę (nie kapustovą!), ale ogólnie inteligentny jest to gość. Wnuczek ze stoickim spokojem przynosi mu kolejne setki Borowiczki "na sen". Gapimy się wspólnie na ładnie stąd wyglądające Strbske Pleso. Następnie uzupełniam zasoby energetyczne w następującej sekwencji: piwo, cesnakowa, piwo, własny prowiant, piwo.
Dobranoc.
P.S. Zdjęć tego dnia nie robiłem, gdyż aparat rozpakowałem dopiero w schronisku.
Info:
Chata pod Soliskom
Noclegi 300 Sk.
Capovane piwo 40-50 Sk.
Wyprażany syr 120 Sk.
Wrzątek - 10 Sk.
Własne żarło - tak.
Obsługa - fajna.
(informacje o cenach nieaktualne - po przyjęciu przez Słowację waluty euro)
c.d.n.