Wsponienia, wsponienia...

Także o noclegach, mapach, pogodzie, literaturze...
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Janek

-#10
Posty: 19437
Rejestracja: wt 26 kwie, 2005

Wsponienia, wsponienia...

Post autor: Janek »

A było to tak, chyba rokk 1958, resztki mojego kawalerskiego żywota. Morskie Oko, od kilku dni gęsta mgła i na zmianę pompa. Siedzimy, takie różne pogwarki, mądre i głupawe, brydż, czyli normalka. Kolejnego dnia mgła, ale nie pada, dość lenistwa, idziemy zobaczyć czy może w Dolinie za Mnichem jest inaczej, spora grupka, trzy dziewczyny i chyba pięciu lub sześciu chłopaków. Kroczymy sobie "ceprostradą" gdy nagle Adam robi dziwną minę i mówi - cholera, chyba wczoraj zjadłem coś nie tak, ma ktoś może papier? Nie czekajcie na mnie, dogonię was i znika w mgle przesłaniającej wanty. Czekamy, nie można zostawić przyjaciela w opresji. Po chwili ciszy słychać odgłosy takie jakby Etna się przeniosła w miejsce Miedzianego i właśnie dokonała erupcji. Po chwili cisza, nie widać Adama, mgła go przykrywa... Lecz z dołu dochodzi odgłos co najmniej kilkunastu osób podążających w naszą stronę - po chwili już ich widać a raczej je widać, to kilkanaście nastolatek oraz cztery "eskortujące" je zakonnice w habitach. Szczęść Boże, Szczęść Boże i wtedy złośliwy wiatr powiał i odegnał na może trzy lub cztery sekundy mgłę i ukazał się w całej okazałości goły tyłek Adama (był taki sobie dość przy kości) właśnie robiącego użytek z wyrobów celulozowych.. Pisk nastolatek i surowy chór zakonnic - "Panienki, proszę się odwrócić". No i znowu mgła, tylko ta jedna chwila jak z antycznej tragedii.

PS.
Co było dalej? Oczywiście jak prawdziwe damy i dżentelmeni nikt nie robił zgrywy z Adasia (tak sobie to przypominam, ale to 60 lat minęło, pamięć bywa zawodna), ruszamy dallej w zaplanowanym kierunku, wiadomo, za komuny obowiązywał priorytet planu. W Dolinie za Mnichem nic, mgła jak w Moku, ktoś proponuje spacerek na Wrota Chałubińskiego. Ok, jak zabawa to zabawa. Z Wrót coś tam widać w bratniej, socjalistycznej Czechosłowacji, krótka wymiana spojrzeń i... schodzimy, ścieżka choć już nie znakowana była w znacznie lepszym stanie niż dzisiaj. Oczywiście nikt z nas nie posiada przepustki a tymbardziej paszportu, ale kto by się tam przejmował takimi drobiazgami, zwłaszcza, żen wszyscy jesteśmy znacznie szybsi, niż te lebiegi, nasi i czescy pogranicznicy. (Rozmawiałem sobie kiedyś przyjaźnie z naszymi, same chłopaki wiejskie z północy, przeklinali te cholerne góry i tak w ogóle psia służba).

No to jesteśmy już na dole, pogoda jakby lepsza...Wracać? No nie, taka nudna droga. Oczywiście nie zostaliśmy w bratnie Czechosłowacji, te czerwone gwiazdy na każdej fabryczce i popersia Józefa Wisiarionowicza, okropność! Wróciliśmy, może nawet z pieśnią na ustach, nie pamiętam jjuż jaką ale raczej nie był to "Ukochany kraj, umiłowany kraj itd ALE nie przez Wrota tylko przez Przełęcz pod Chłopkiem. Troszkę dalej, ale kto by tammając te dwadzieścia i kilka lat przejmował się takimi drobiazgami... Tylko, cholera, na głodno... Wstyd przyznać jak na takie wysoko kwalifikowane górsko grono, jedynie jeden z kolegów miał w kieszeni skafandra kilkanaście kostek cukru a drugi z widocznym na licu zażenowaniem wyciągnął z kieszeni... trzy marchweki. Jak prawdziwy dżentelmeni ofiarowaliśmy ten skarb naszym dziewczynom, biedulki to były, niezbyt wysokie i chude jak patyk, gotowe paść nam nna szlaki. Podziękowały, kostki zjadły, marchewki oddały nam. Trzy marchewki na sześciu chłopa ale nawet nie macie pojęcia jak takie pół marchewki to potężny zastrzyk energii...

Pogoda była taka... no, normalka tatrzańska, na zmianę to padało, to słoneczko wychodziło ("słoneczko, śliczne oko, dnia oko pięknego" piał renesansowy poeta). Tak czy owak na Chłopku byliśmy względnie wyschnięci. Chyba nigdy przed tym ani nigdy potem nie schodziłem z Chłopka w tak krórkim czasie, głód jednak sprzyja prędkości.

Jak wspomniałem, mieliśmy ciuchy prawie wyschnięte ale to Tatry, nad Czarnym dorwała nas taka ulewa, że do schroniska wchodziliśmy jak obraz nędzy i rozpaczy. Ktoś znajomy zapytał - gdzie was nosiło? Jeden z kolegów odgarnął mokre włosy i z angielską flegmą cedząć przez zęby odpowiedział - "Na Gierlachu, sieroto, zresztą nie wiem, może to był Łomnica a może Lodowy, no wiesz deszcz utrudnia orientację"...

Poszliśmy się przebrać do naszej sypialni, tej "komfortowej" czyli w starym schronisku. Jasna cholera, przy długiej pryczy, która poprzedniej nocy zdawała się być zapełniona na maksa, stało z dziesięć nowych plecaków, stanowczo pani Dziunia nie zna umiaru... Jakoś było, Polak potrafi...

PS.
A co z Adamem, jego żołądkiem i kupami? Była jeszcza jedna a potem spokój, nie ma to jak głodówka na dolegliwości żołądkowe.

PS2.
Minęło 60 lat i w ich trakcie wiele tatrzańskich dni i wspomnień. Ale gdybym zestawił ranking to ten byłby na pewno w pierwszej piątce. Ot, młody byłem i to wszystko. Cholera, chyba się wzruszyłem.
Jestem gorszego sortu...
Awatar użytkownika
Zakochani w Tatrach

-#7
Posty: 3234
Rejestracja: pn 22 paź, 2007
Lokalizacja: Zawiercie

Post autor: Zakochani w Tatrach »

No Janku .... wróciłeś - i to w swoim najlepszym stylu :D .

Sam wiesz jak wszyscy lubili Twoje opowiadania o dawnych tatrzańskich czasach, które z dzisiejszymi nie mają nic wspólnego .
Mało jest już osób które mają takie wspomnienia .
Dziękujemy i czekamy na więcej :) .

A co do przygody Adasia , to mój małżonek miał kiedyś podobną w Dolinie Pięciu Stawów ale nie będę jej opisywać bo by mnie op ...... i to mocno :)) :)) :)) .
Janek pisze:głód jednak sprzyja prędkości.
Nie tylko głód - u mnie jeszcze bardziej strach. Burzy w górach boję się najbardziej, więc jak usłyszę grzmot - nawet z dużej odległości - to dostaję takiego odpału że sama nie wiem kiedy jestem na dole :)) .

Pozdrawiamy Cię serdecznie z nad samiuśkiego Bałtyku ;) :) .

Zadzwonię :) .
Zakochani w Tatrach
Awatar użytkownika
Janek

-#10
Posty: 19437
Rejestracja: wt 26 kwie, 2005

Post autor: Janek »

Dziękuję za miłe słowa.

Takie drobne wyjaśnienie - na forum Turystyka Górska toczy się dyskusja właśnie na temat defekacji w Tatrach i tio jest mój głos w niej. A tak w gruncie rzeczy całe owe wydarzenie przy ceprostradzie nie ma żadnego związku z resztą dnia.

Tak w gruncie rzeczy cała ta historia jest bardzo mało "pedagogiczna" - poszli diabli wiedzą gdzie, nie wpisali się do książki wyjść,w kiepskiej pogodzie, bez jedzenia, na lewo przez granicę itd
Jakiś surowy cenzor miałby pełne prawo zrugać mnie od ostatnich. A jakby był jeszcze bez poczucia humoru to mógłby surowo ocenić brak wiedzy górskiej - sami nie wiedzą gdzie byli, czy na Gierlachu, czy Łomnicy czy też Lodowym. Oczywiście nikt w to nie uwierzył ale to też jakiś syndrom epoki - dzisiaj młodzi są jacyś tacy śmiertelnie poważni, tak mi się przynajmniej wydaje.

Ale, ale... padło słowo o śmiertelnej powadze... Co sądzisz o tym co tak ekscytuje teraz całą tą naszą glibalną wioskę - mam na myśli operację w Tailandii. Z jednej strony podziw dla rozmachu operacji, 800 ludzi, mnóstwo sprzętu, wojskowa organizacja, gigantyczne pieniądze a z drugiej strony obserwuje w mediach całkowity brak refleksji na przyczynę całej sprawy.

Ja oczywiście wiem, że sport ekstremalny zawsze niesie za sobą spore ryzyko, ale w tym przypadku to ma to tyle ze sportem ekstremalnym wspólnego, że ci chłopcy trenują piłkę nożną a ijedyny dorosły w tym gronie zajmuje się uprawianiem zawodu trenera.

Reszta jest jak scenariusz do kiepskiego filmu - grupa małolatów w krótkich spodenkach i t-shirtach po treningu wsiada na swoje rowerki i wraz z panem trenerem jedzie sobie do jaskiini i wciska się w nią na odległość 4 km. Gdyby nie to, że dwóch chłopców z tej drużuny dostało szlaban od rodziców na czas po treningu to nikt by nie wiedział gdzie oni poszli a cała ta wyprawa miała charakter spontaaniczny a jedyne źródło światła to były prawdopodobnie wszechobecne, nawet na tailandzkim zadupoi komórki telefoniczne. To, że zaleźli w trudnych warunkach aż na 4 km graniczy a racej przekracza abstrakcje.. A w mediach o tym absolutna cisza i tylko ustawiczne gadanie jaki to fantastyczny facet z tego trenera a zarazem buddyjskiego mniecha, jak to dzielnie nauczył ich sztuki medytacji aby łatwiej było przetrwać. Owszem, medytacja mogła być przydatna ale to wszystko nie zmienia faktu że jako opiekun grupy okazał się całkowitą niefrasobliwością lub nazywając rzecz po imieniu totalnym idiotyzmem.

Ta jaskinia, wiem to nie z mediów ale poszperania w internecie cieszy się podobno dużym zainteresowaniem turystycznym ale w okresie monsunowym w którym górotwór przesiąka wodą jak gąbką przestaje być sucha i staje się mokra i istnieje formalny zakaz wchodzenia do niej. Ale o tym wszystkim "pan trener/opiekun/mnich nie wie albo ma to to w d.upie i lezie aż na 4 km. Owszem, te chłopaczki mogli być ciekawi co tom za cudo do którego przyjeżdżają bogaci europejsczycy żądni mocnych wrażeń (z punktu widzenia sportowego jaskinia nie ma żadnej wartości) ale on miał obowiązek zachować zdrowy rozsądek - owszem, wejść kawałek, powiedzmy 100 metrów i w tył wzrot.

Trochę przychodzi tutaj na myśl nieszczęsna sprawa wyprawy licealistów z Tych w ziemie na Rysy ale ona w porównaiu z tą wyprawą jawi się jako szczyt rozwagi i przezorności.

Ten "trener" ma już za swoje ale tak na zdrowy rozum to powinien zaraz po wyjściu i podleczeniu trafić do pierdla a jeżeli nie to do psychiatryka. A już conajmniej na wsze czasy mieć zakaz pracy z dziećmi bo on jest dla nich bardziej niebezpieczny niż bomba atomowa.

A media nic, ani słowa, fabryczka wzruszeń i wyciskania łez na pełnych obrotach, prezes FIFA zaprasza wszystkich na finał mundialu do Moskwy i można sobie wyobraziś scenkę jak ów poparaniec siedzi sobie w loży honorowej z Putinem, prezesem FIFA i dwoma prezydentami a może i z królem Belgii lub przedstawicielem królowej Anglii.Paranoidalna głupota współczesnego świata sięgnęła szczytów.
Jestem gorszego sortu...
Awatar użytkownika
camzik

-#4
Posty: 340
Rejestracja: sob 12 kwie, 2008
Lokalizacja: Świdnik

Post autor: camzik »

Ależ mi się Janku niebo rozchmurzyło za oknem po przeczytaniu Twoich wspomnień :-)
Awatar użytkownika
Janek

-#10
Posty: 19437
Rejestracja: wt 26 kwie, 2005

Post autor: Janek »

camzik pisze:Ależ mi się Janku niebo rozchmurzyło za oknem po przeczytaniu Twoich wspomnień :-)
Dziękuję!!!

Widzsz tak to jest z wspomnieniami po latach, szczególnie tak wielu. Liczą się drobiazgi. Pojedyńcze zdarzenia, jak np. te pół marchewki. Szczegółów trasy i jak ona biegła nawet nie tknąłem - czytelnicy forum są ludżmi inteligentnymi i wiedzą dobrze gdzie się idzie z Wrót Chałubińskiego na Przełęcz pod Chłopkiem po słowackiej stronie (no, ściślej - można mniej więcej granią, ale to byłoby zupełnie coś innego).

Jeszcze o jaskini - dlaczego tak mnie to wkurza? Ewidentny błąd zorganizowania tego pikniku po wygranym meczu w porze monsunowym, nieco "odkupiony" później postawą jak już się stało owocuje ogólnym zachwytem mediów. A jak w czasie normalnej wyprawy wysokogórskiej zdarzy się coś tam, coś co często nawet trudno określić jako błąd (np. działanie Bieleckiego podczas zejścia w czasie tej wyprawy gdy zginął Berbeka) nicuje się na wszystkie strony z podtektem - ach ci himalaiści, cytuje się słowa Żuławskiego co to towarzysza dopiero jak jest bryłką lodu a nawet i wtedy itd itd

I właśnie to stosowanie dwóch miar, oczywiście pod publiczkę, mnie wkurza.

Pozdrawwiam
Jestem gorszego sortu...
Awatar użytkownika
Zygmunt Skibicki

-#7
Posty: 4030
Rejestracja: ndz 31 gru, 2006
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Post autor: Zygmunt Skibicki »

Janek pisze:Ten "trener" ma już za swoje ale tak na zdrowy rozum to powinien zaraz po wyjściu i podleczeniu trafić do pierdla
I tu się całkowicie z Tobą zgadzam!
Albowiem: każdy może zawsze zrobić tak, jak sam uzna za stosowne i póki to wyłącznie jego dotyczy... nic nikomu do tego. Natomiast narażanie kogokolwiek na choćby tyllko ryzyko szkody na zdrowiu czy życiu, to ewidentnie sprawa... karna.

A media... cóż? Od kiedy istnieją, żyją głównie z takich sensacyjnych tematów. I to nie jest ich wina! To my sami kupując gazety, oglądając telewizję i grzebiąc w zapaćkanym reklamami internecie rozwijamy tę skandaliczną pogoń redaktorów ze doskonale "sprzedającymi się" nagłówkami i zdjęciami.
Ostatnio zmieniony pn 30 lip, 2018 przez Zygmunt Skibicki, łącznie zmieniany 1 raz.
Wszystko, co tu piszę ma domyślną klauzulę "moim zdaniem" i nikogo to do niczego nie obliguje, ale i nie... upoważnia.
Mundek
www.turystyka.skibicki.pl
Awatar użytkownika
myszoz

-#5
Posty: 851
Rejestracja: ndz 11 sty, 2009
Lokalizacja: Pułtusk

Post autor: myszoz »

I ja przyłączam się do podziękowań za wspomnienia. Przydałyby się tylko jakieś fotki.

Janek pisze:Po chwili ciszy słychać odgłosy takie jakby Etna się przeniosła w miejsce Miedzianego
Ja miałem taki przypadek ze 2 lata temu na Rusinowej Polanie po spożyciu 2 kubków żętycy, ale ponieważ teraz w bardziej ludnych miejscach stoją w sezonie przenośne ubikacje więc nie ma problemów nawet przy doskonałej przejrzystości powietrza. :D
Zakochani w Tatrach pisze:Burzy w górach boję się najbardziej, więc jak usłyszę grzmot - nawet z dużej odległości - to dostaję takiego odpału że sama nie wiem kiedy jestem na dole :)) .
W zeszły poniedziałek po usłyszeniu jednego grzmotu zaczęliśmy odwrót z ok 1/3 wysokości Kośielca licząc od Przełęczy Karb. Zeszliśmy tak z 50 m w dół i wyszło słońce - Kościelec zdobyty. ;-).
Awatar użytkownika
Zygmunt Skibicki

-#7
Posty: 4030
Rejestracja: ndz 31 gru, 2006
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Post autor: Zygmunt Skibicki »

myszoz pisze:Ja miałem taki przypadek ze 2 lata temu na Rusinowej Polanie po spożyciu 2 kubków żętycy
Stary numer złośliwych baców: popróbujcie żyntycy słodkiej i kwaśnej i powidzcie, któro wam lepi smakuje?
A delikwent po kwadransie szuka najbliższej kępy gęstych krzaczorów.
A zasada jest jedna, ale za to kardynalna: jak spróbowałeś kwaśnej, to nie ruszaj słodkiej. I... na odwrót!
Zakochani w Tatrach pisze:jak usłyszę grzmot - nawet z dużej odległości - to dostaję takiego odpału że sama nie wiem kiedy jestem na dole
I to jest bardzo dobry nawyk. Kto raz przeżył prawdziwą burzę w żlebach i w pobliżu łańcuchów, ten na pewno nie będzie już kozakował...
Wszystko, co tu piszę ma domyślną klauzulę "moim zdaniem" i nikogo to do niczego nie obliguje, ale i nie... upoważnia.
Mundek
www.turystyka.skibicki.pl
Awatar użytkownika
kael

-#4
Posty: 317
Rejestracja: śr 22 kwie, 2009
Lokalizacja: Ziemia Chełmińska

Post autor: kael »

Janek jak zwykle w formie.
Prosimy o więcej
"....The world is changed. I feel it in the water. I feel it in the earth. I smell it in the air. ..."
gosia d

-#4
Posty: 388
Rejestracja: wt 14 cze, 2005
Lokalizacja: Łódź

Post autor: gosia d »

Janku wspaniałe są te Twoje opowieści. Pamiętam jak kilka lat temu podzieliłeś się swoimi wspomnieniami, czytałam je z wielką przyjemnością. O ile się nie mylę, to było "Z walizką do Murowańca"
Pozdrawiam serdecznie :D
lukka

-#3
Posty: 179
Rejestracja: wt 02 paź, 2012

Post autor: lukka »

Elegancki tekst ze sznytem przedwojennej wody kolońskiej.

Pozdrawiam
Spadają deski
Ze smreków strzelistych
Robiąc bałwana
Z zielonego turysty
Awatar użytkownika
kael

-#4
Posty: 317
Rejestracja: śr 22 kwie, 2009
Lokalizacja: Ziemia Chełmińska

Post autor: kael »

gosia d pisze:Janku wspaniałe są te Twoje opowieści. Pamiętam jak kilka lat temu podzieliłeś się swoimi wspomnieniami, czytałam je z wielką przyjemnością. O ile się nie mylę, to było "Z walizką do Murowańca"
Pozdrawiam serdecznie :D
Tą "walizkę" sobie wydrukowałem i leżała u mnie na półce obok " Wołanie w Górach" ,razem z kolejną pozycją (tytuł mi uleciał) o młodej parze która z Murowańca poszła przez Krzyżne do Zakopanego.

Ps
Polecam również kilka historii Zygmunta Skibickiego.

Mają Panowie rękę do pisania.
"....The world is changed. I feel it in the water. I feel it in the earth. I smell it in the air. ..."
Awatar użytkownika
Zygmunt Skibicki

-#7
Posty: 4030
Rejestracja: ndz 31 gru, 2006
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Post autor: Zygmunt Skibicki »

kael pisze:Polecam również kilka historii Zygmunta Skibickiego.
Wielkie Dzięki za Dobre Słowo!
Wszystko, co tu piszę ma domyślną klauzulę "moim zdaniem" i nikogo to do niczego nie obliguje, ale i nie... upoważnia.
Mundek
www.turystyka.skibicki.pl
ODPOWIEDZ