Centrum Zdrowia Dziecka, prawdopodobnie najnowocześniejszy i najlepiej wyposażony szpital w Polsce (a na pewno w pierwszej piątce) jest zadłużony na 330 milionów złotych. Każda normalna firma byłaby już w stanie upadłości. Tymczasem CZD jakoś tam działa, nie ma wylączonej energii, otrzymuje dostawy materiałów itd. "Normalna" firma już miałaby na to szlaban. Dlaczego? Pomijając względy moralne, m.in. dlatego, że dostawcy wiedzą, że państwo to prędzej lub później zapłaci, oczywiście z odsetkami.
W CDZ, podobnie jak w innych zadłużonych szpitalach jest mnóstwo nowoczenych, na ogół cholernie drogich urządzeń medycznych, które są wykorzystane w niewielkim procencie. Nie dlatego, że brak zapotrzebowania na ich działanie, lecz dlatego, że NFZ ma za mało pieniędzy na zamówienie ich usług. Pacjent czeka, miesiące lub lata a sprzęt stoi większość czasu martwym bykiem. Normalny przedsiębiorca, który zakupił n ową i drogą maszynę produkcyjny rwałby sobie włosy z głowy w takiej sytuacji. Dyrektor szpitala jakoś nie no bo tak naprawdę to nie jego wina.
Najprostsze rozwiązanie to pomnożyć środki NFZ - ergo podnieść składki odprowadzane do ZUS. Akceptujesz? Chyba nie, ja też bo to droga do nikąd.
W każdej jednostce gospodarczej, zarówno takiej produkcyjnej, np. fabryce telewizorów ale i również szpitalu istnieją dwa rodzaje kosztów - stałe i zmienne. Stałe istnieją niezależnie od tego czy jednostka cokolwiek produkuje. Zmienne natomiast to "czyste" koszty produkcji a więc materiały, robocizna, praca urządzeń. Firma wtedy kwitnie finansowo gdy procent kosztów stałych w ogólnej sumie kosztów jest możliwie mały. Najprostszy sposób na to, to maksymalne wykorzystanie pracy urządzeń, nawet 24 godziny na dobę.
Jak wybrnąć z tego impasu? Po prostu pozwolić państwowym i komunalnym szpitalom na komercyjną działalność nie zaniedbując przy tym usług opłacanych przez NFZ. I wcale nie trzeba w tym celu prywatyzować szpitali, co na część populistycznych polityków działa jak płachta na byka, są inne metody. A co z tego będzie miało państwo czyli NFZ? Proste - skoro udział kosztów stałych w koszcie procedury medycznej się zmniejszy, to będzie można za te same pieniądze zamówić tych usług więcej a na to oczekują ubezpieczeni pacjenci.
W czasie kampanii wyborczej PiS napomykało, że zlikwiduje NFZ i przejdzie (a raczej powróci) do budżetowego finansowania lecznictwa. Co to oznacza? Ano to, że dyrektor szpitala lub właściciel przychodni rodzinnej zamiast użerać się terenowo właściwym szefem NFZ będzie się użerał z dyrektorem Wydziału Zdrowia Urzędu Wojewódzkiego. Kakaja rażnica - jak by powiedzieli Rosjanie. Zamienił stryjek kijek na kijek - do d.upy taka reforma!
Luki w ilości personelu medycznego, szczególnie średniego nie załatwi się szybko, a potrzeby wręcz wzrosną. Płacowo niestety niezbyt szybko dorównamy zachodowi Europy (tam wyemigrowali polscy lekarze i pielęgniarki). Cóż więc robić? Chyba tylko liczyć na "bratnią" pomoc z Ukrainy i Białorusi - język polski poznają w krótkich abcugach. Strach powiedzieć, ale może z innych stron również.
Minister zdrowia (który własną przychodnie rodzinną zorganizował ponoć wręcz perfekcyjnie) dobrze zdaje sobie sprawę, że jak dorzuci kasy pielęgniarkom z CZD to za chwilę będzie miał na karku pielęgniarki z całej Polski. A jest ich, mimo niedoborów, grubo, grubo więcej niż górników. Ale górników nieszczęsna pani premier boi się jak ognia i to jest istota problemu.
PS.
Sanatoria (też służba zdrowia) pracują już na zasadach komercyjnych, czyli można...
Strajk w Centrum Zdrowia Dziecka
Strajk w Centrum Zdrowia Dziecka
Jestem gorszego sortu...