wp.pl pisze:
Dziękują Polakom za uratowanie człowieka na Broad Peak. "To bohaterstwo!"
źródło -
http://sport.wp.pl/kat,137874,title,Dzi ... aid=1136e8
Tegoroczne lato okazało się bardzo udane dla polskich himalaistów. Dwie wyprawy w ramach programu Polski Himalaizm Zimowy im. Artura Hajzera zaowocowały zdobyciem szczytów K2 (8611 m) i Broad Peak Main (8051 m). Ale to nie koniec powodów do dumy. Na słowa uznania i pochwały zasługuje przede wszystkim postawa wspinaczy z Polski, którzy przebywając w górach najwyższych w profesjonalny sposób przeprowadzili akcje ratunkowe, ocalając kilku osobom życie.
Tajwańczycy dziękują Polakom. "To było prawdziwe bohaterstwo!"
Pragnę wyrazić wdzięczność za bohaterską postawę Polaków na Broad Peak. Widać, że nasi wspinacze muszą się jeszcze dużo nauczyć od polskich kolegów.Yeh-shin Chu, sekretarz ambasady Republiki Chińskiej na Tajwanie (ROC)
We wtorek w Centrum Olimpijskim w Warszawie odbyła się konferencja, podczas której uczestnicy wypraw podsumowali swoje tegoroczne dokonania. Wśród zaproszonych gości znalazł się m.in. sekretarz ambasady Republiki Chińskiej na Tajwanie (ROC) Yeh-shin Chu, który oficjalnie złożył Polakom serdeczne podziękowania za uratowanie życia tajwańskiego himalaisty.
- Pragnę wyrazić wdzięczność za bohaterską postawę Polaków na Broad Peak. Członek naszego zespołu miał na tej górze poważne kłopoty zdrowotne, a polscy himalaiści szybko do niego dotarli i udzielili mu skutecznej pomocy. O całej sytuacji dowiedzieliśmy się z polskich mediów - przyznaje Yeh-shin Chu.
- Wprawdzie pan Janusz Majer (kierownik programu Polski Himalaizm Zimowy - przyp. WP.PL) zachowuje skromność i mówi, że w górach wszyscy się tak zachowują, ale sam dobrze wiem, jak wielkim jest to dokonaniem. Byłem kiedyś na wysokości ponad 3000 metrów i przyznam, że prawie nie mogłem oddychać. Przeprowadzenie akcji ratowniczej powyżej 7000 metrów jest więc prawdziwym bohaterstwem. Widać, że nasi wspinacze muszą się jeszcze dużo nauczyć od polskich kolegów - nie ma wątpliwości przedstawiciel ambasady ROC.
"Jestem ratownikiem górskim, przysięgałem nieść pomoc. Idziemy!"
Akcja rozpoczęła się 24 lipca około godz. 22.00. Do polskiej messy w bazie wyprawy wszedł członek zespołu tajwańskiego. Poprosił Polaków o udzielenie pomocy swojemu rodakowi Shahimowi, który umierał na wysokości 7400 m.
Nagle słyszę: "Obóz trzeci, obóz trzeci!". Podnoszę radio. "Maniek, jest problem z Tajwańczykiem, który na wysokości 7400 m ma duże kłopoty zdrowotne!". Pytają, co my na to. Natychmiast odpowiadam: "Jak to co? Przecież jestem ratownikiem i przysięgałem nieść w górach pomoc. Idziemy!".Mariusz Grudzień, ratownik GOPR
W tym czasie w obozie trzecim na wysokości 7100 m przebywało sześcioro Polaków. Troje z nich (Agnieszka Bielecka, Marek Chmielarski i Piotr Tomala) było bezpośrednio po udanym ataku szczytowym na główny wierzchołek Broad Peak (8051 m). Oprócz nich, przebywali tam również Krzysztof Stasiak, Grzegorz Bielejec i Mariusz "Maniek" Grudzień, który ma duże doświadczenie w zakresie ratownictwa - nie dość, że jest ratownikiem medycznym, to jest też ratownikiem GOPR.
- To był mój pierwszy w życiu nocleg na wysokości 7100 metrów. Choć nie miałem szans na atak szczytowy, to byłem bardzo zadowolony, że dotarłem tak wysoko. Wraz z Markiem poszliśmy spać, zostawiając na nasłuchu radio, żeby w razie jakichkolwiek komplikacji mieć kontakt z bazą. Nagle słyszę: "Obóz trzeci, obóz trzeci!". Podnoszę radio. "Maniek, jest problem z Tajwańczykiem!". Okazało się, że człowiek z tego kraju znajduje się na wysokości 7400 metrów i ma duże kłopoty zdrowotne - relacjonuje Mariusz Grudzień, członek Klubu Alpinistycznego Grupy Beskidzkiej GOPR.
- Z bazy pytają, co my na to. Natychmiast odpowiadam: "Jak to co? Przecież jestem ratownikiem i przysięgałem nieść w górach pomoc. Idziemy!". Zebraliśmy się szybko i ruszyliśmy w czwórkę - ja, Marek Chmielarski (który po zdobyciu Broad Peak Main nie zdążył nawet wysuszyć butów - przyp. WP.PL), Grzegorz Bielejec i Krzysztof Stasiak (obaj zaledwie 24 h po ataku szczytowym na Broad Peak Middle - przyp. WP.PL) - wspomina 37-letni ratownik.
Niestety, mimo dramatycznej sytuacji, udziału w akcji odmówili członkowie innych wypraw, włącznie z rodakami umierającego Tajwańczyka. Poszli tylko Polacy. Po trzech godzinach walki i poszukiwań do będącego w potrzebie wspinacza dotarli Grzegorz Bielejec i Mariusz Grudzień.
Kolega z Tajwanu miał sporo szczęścia, że mógł liczyć na pomoc tak wykwalifikowanych ludzi jak Mariusz Grudzień i Grzegorz Bielejec. Janusz Majer, kierownik programu "Polskie Himalaje"
- W obozie czwartym znajdował się tylko jeden mały namiot meksykańskiej pary - Badii Bonilli i Mauricio Lopeza. Gościnnie przyjęli Tajwańczyka, bo nie miał siły zejść do "trójki", gdzie czekała na niego reszta zespołu tajwańskiego. Meksykanie łamaną angielszczyzną poinformowali, że z ich gościem jest źle i słabo, ale jest on przytomny. Dość szybko zdołaliśmy potwierdzić, że w istocie tak własnie jest - wyjawia Grzegorz Bielejec, który dostarczył potrzebującemu tlen.
Chwilę później, po dotarciu na miejsce, niezbędne leki zaaplikował Tajwańczykowi Mariusz Grudzień. - Po pewnym czasie zauważyliśmy, że stan naszego kolegi zaczął się polepszać. Ponieważ w namiocie było za mało miejsca, stwierdziliśmy, że spokojnie możemy zejść - wspomina ratownik medyczny, który następnej nocy, już w obozie drugim, po raz kolejny podał tajwańskiemu wspinaczowi leki.
- Kolega z Tajwanu miał sporo szczęścia, że mógł liczyć na pomoc tak wykwalifikowanych ludzi - podsumowuje akcję Janusz Majer. I zaznacza, że aby uratować Shahima Grzegorz Bielejec bez wahania wziął tlen i ruszył do góry, rezygnując w ten sposób z ataku szczytowego na główny wierzchołek Broad Peak. Miał na niego wyruszyć tej samej nocy.
Na ratunek pod szczytem Broad Peak, na ratunek pod K2
Krzyśkowi Stasiakowi podaliśmy tlen i leki. Pracował przy tym nasz cały zespół, a w największym stopniu zasłużył się Piotr Tomala, który musiał go sprowadzać i asekurować. Mariusz Grudzień
Nie była to jedyna akcja ratunkowa, jaką minionego lata w górach najwyższych przeprowadzili polscy himalaiści. Tuż po udzieleniu pomocy Tajwańczykowi, okazało się, że poważne problemy ze zdrowiem ma Krzysztof Stasiak.
- Po zejściu do "trójki" Krzysiek zaczął się źle czuć. Podobnie, jak w przypadku Shahima, podaliśmy mu tlen i leki. Pracował przy tym nasz cały zespół, a w największym stopniu zasłużył się Piotr Tomala, który musiał go sprowadzać, asekurować i pilnować, żeby Krzysiek nie popełnił żadnego błędu. Na szczęście wszystkim udało się bezpiecznie zejść - wspomina Mariusz Grudzień.
Jak podkreśla Janusz Majer, również kierowana przez Marcina Kaczkana wyprawa na K2, przyczyniła się w ostatnich tygodniach do uratowania życia dwóch osób.
- Najpierw w obozie czwartym Polacy spotkali zdeteriorowaną kobietę, pochodzącą bodajże z Brazylii. Podali jej tlen i zastrzyki, które należy podać przy obrzęku mózgu, a następnie Szerpę, który miał się nią opiekować, a który zamierzał ją zostawić i zejść na dół, zmusili do tego, aby jednak udzielił tej kobiecie pomocy, sprowadzając ją na dół - relacjonuje Majer.
Chłopcy natychmiast uruchomili ćwiczone wcześniej procedury. Skontaktowali się telefonicznie z Robertem Szymczakiem, a następnie podali Bułgarowi tlen i dexametazon. Wieczorem odzyskał on przytomność i doszedł do siebie. Janusz Majer
Dwa dni po zdobyciu szczytu K2 przez Janusza Gołębia i Marcina Kaczkana, okazało się, że przebywający w bazie bułgarski himalaista Bojan Petrow jest nieprzytomny. Jego stan był fatalny i wskazywał na poważny obrzęk mózgu.
- Chłopcy natychmiast uruchomili ćwiczone wcześniej procedury. Skontaktowali się telefonicznie z Robertem Szymczakiem, a następnie podali mu tlen i dexametazon. Dzwonili też do mnie, a ja przekazałem sprawę naszemu przyjacielowi - bułgarskiemu dziennikarzowi Peterowi Atanasowowi, który uruchomił ambasadę bułgarską w Pakistanie, a także osobistego lekarza-diabetyka z Sofii, ponieważ - jak się okazało - Bojan był cukrzykiem - zaznacza Janusz Majer.
- Niestety, ze względu na złą pogodę, nie można było sprowadzić helikoptera, który mógłby go stamtąd ewakuować. Na szczęście wieczorem Bułgar odzyskał przytomność i doszedł do siebie. Następnego dnia ratownicy sprowadzili go do namiotu na Conocrdii, skąd o własnych siłach zszedł do Askole - dodaje kierownik programu "Polski Himalaizm Zimowy".
Polacy zdobędą K2 zimą? "Kiedyś tam wejdziemy!"
W naszej opinii zimowe wejście na K2 jest możliwe, ale problematyczna może być pogoda. Nawet teraz, w lecie, schodziliśmy stamtąd w dość dramatycznych okolicznościach.Paweł Michalski, Klub Wysokogórski Łódź
Tegoroczna wyprawa na K2 została zorganizowana, żeby jej uczestnicy zapoznali się z drogą na szczyt zanim podejmą próbę zdobycia tej góry zimą. Ze względu na zagrożenie terrorystyczne, nie zdecydowano się na organizację wyprawy na niezdobytą do tej pory zimą Nangę Parbat. Zamiast tego wysłano Polaków na Broad Peak Middle (8016 m) i Broad Peak Main (8047 m).
Wyprawą na K2 pokierował 39-letni Marcin Kaczkan, a udział w niej wzięli również Janusz Gołąb, Artur Małek, Paweł Michalski i Piotr Snopczyński (pokrywający koszty z własnych środków).
31 lipca Gołąb i Kaczkan dokonali wejścia na szczyt. Blisko wierzchołka (około 150 m) znaleźli się także Małek i Michalski, którzy ostatecznie podjęli decyzję o odwrocie.
- Pierwszy na szczycie zameldował się Janusz, który wszedł w bardzo szybkim tempie i był tam już około 10:00. Ja szedłem wolniej i na wierzchołek dotarłem około 15:00. Pogoda była dobra, ale przy zejściu się zmieniła, co spowodowało pewne trudności - przyznaje Marcin Kaczkan.
Temperatura była bardzo niska, a wiatr wiał z prędkością ponad 100 km/h. A co dopiero musi się tam dziać zimą, kiedy jest mniej śniegu, więcej lodu i mocniejszy wiatr, a okna pogodowe są o wiele krótsze?Paweł Michalski
A Paweł Michalski wyjaśnia, dlaczego zrezygnował z wejścia na szczyt. - Zawróciłem, bo doszedłem do wniosku, że jestem za wolny, a zmieniająca się pogoda może nie pozwolić mi na bezpieczny powrót. Jakiś czas później zaczął padać śnieg, a droga zrobiła się niewidoczna - tłumaczy.
Będąc w drodze na szczyt K2 polscy wspinacze starali się ocenić, jak warunki górskie będą wyglądały tu zimą.
- W naszej opinii zimowe wejście na K2 jest możliwe, ale problematyczna może być pogoda. Nawet teraz, w lecie, schodziliśmy stamtąd w dość dramatycznych okolicznościach. Temperatura była bardzo niska, a wiatr wiał z prędkością ponad 100 km/h. A co dopiero musi się tam dziać zimą, kiedy jest mniej śniegu, więcej lodu i mocniejszy wiatr, a okna pogodowe są o wiele krótsze? - zastanawia się Michalski.
- Większość drogi na szczyt jest mikstowa czyli występuje tam skała i lód. Czy w zimie przybiera to wyłącznie postać lodu? Nie wiadomo, bo nikt jeszcze tam o tej porze roku nie był. Ale na pewno będziemy próbować. I myślę, że kiedyś tam wejdziemy - dodaje z optymizmem.
Broad Peak zdobyty. "Ogromna radość i sama przyjemność"
Jednocześnie pod Broad Peak działała wyprawa kierowana przez 60-letniego Jerzego Natkańskiego, której celem było wejście na Broad Peak Middle (8016 m), a celem zastępczym zdobycie głównego szczytu Broad Peak (8051 m).
Około godziny 9:00 doszliśmy w trójkę na szczyt. To była ogromna radość! Niestety, pogoda, która do tej pory była bezwietrzna, nagle się zmieniła. Wzmógł się wiatr, który praktycznie uniemożliwiał oddychanie.Marek Chmielarski, KW Katowice
Drugi z celów został zrealizowany, a na wierzchołku Broad Peak Main 24 lipca stanęli Agnieszka Bielecka, Marek Chmielarski i Piotr Tomala.
- Około godziny 9:00 doszliśmy w trójkę na szczyt. To była ogromna radość! Niestety, pogoda, która do tej pory była bezwietrzna, nagle się zmieniła. Wzmógł się wiatr, który praktycznie uniemożliwiał oddychanie, więc szybko rozpoczęliśmy schodzenie i bezpiecznie wróciliśmy do obozu. Cała akcja zajęła nam 18 godzin - relacjonuje Marek Chmielarski.
Jak zaznacza Agnieszka Bielecka, kluczem do sukcesu była praca zespołowa całej ekipy.
- Zdobycie szczytu było możliwe dzięki pracy nas wszystkich i każdego z osobna. Cały zespół był zgrany i współpracował. Myślę, że to było najważniejsze w tej wyprawie. Wszyscy okazywali wolę pracy i wolę walki. Takie wyprawy to sama przyjemność - podkreśla trzecia Polka (po Krystynie Palmowskiej i Kindze Baranowskiej), która zdobyła główny szczyt Broad Peak.
Nie powiodła się natomiast próba zdobycia trudniejszego i ambitniejszego szczytu Broad Peak Middle. Udział w ataku szczytowym wzięli Jarosław Gawrysiak (zastępca kierownika wyprawy), Kacper Tekieli, Grzegorz Bielejec, a także pokrywający koszty z własnych środków Krzysztof Stasiak.
- Zespół torował dziewięć godzin do przełęczy, na której został Stasiak. Pozostała trójka dotarła około 100 m poniżej szczytu, jednak ze względu na zmęczenie, postanowiła zawrócić - informował Jerzy Natkański.
"Chcemy, żeby Polacy dostali Złotego Czekana"
Wyprawy zrealizowały cele. Cel pierwszy - wszyscy wrócili do domu cali i zdrowi. Cel drugi - powrócili w dobrej komitywie jako zespół kompanów. I wreszcie cel trzeci - były wejścia szczytowe.Janusz Majer
- Tegoroczne wyprawy zrealizowały cele, które przed nimi postawiliśmy. Cel pierwszy - wszyscy wrócili do domu cali i zdrowi. Cel drugi - powrócili w dobrej komitywie jako zespół kompanów. I wreszcie cel trzeci - były wejścia szczytowe - podkreśla Janusz Majer, który po śmierci Artura Hajzera został nowym kierownikiem programu "Polski Himalaizm Zimowy".
Program ten zostanie rozszerzony i będzie teraz funkcjonował pod nazwą "Polskie Himalaje".
- Oprócz tego, że planujemy zorganizować zimowe wyprawy na niezdobyte o tej porze roku K2 (8611 m) i Nangę Parbat (8126 m), położymy też nacisk na wspinanie w stylu alpejskim na trudne ściany i granie. Niekoniecznie na ośmiotysięcznikach. Zależy nam na tym, żeby polski zespół dostał w końcu Złotego Czekana czyli nagrodę za najlepsze przejście sezonu - zaznacza Majer.
Zmodyfikowany program obejmie też samodzielnie wspinające się zespoły kobiece.
- Zaopiekujemy się naszymi paniami, bo chcemy powrócić niejako do czasów, kiedy Wanda Rutkiewicz, Krystyna Palmowska czy Anna Czerwińska stanowiły absolutny top światowego wspinania w górach najwyższych - kończy kierownik programu "Polskie Himalaje".