Winston Churchill
Asia męczyła mnie od dawna bym ją wreszcie zabrał w Tatry. Wcześniej chodziła tylko po dolinach, nigdy ze mna nie chciała sie przedtem wybrać. Od zeszłorocznego wyjazdu z dzieckiem złapała jednak bakcyla i w tegorocznym urlopie uwzględniłem czas an wspólny wyjazd.
Dziecię u babci. Wóz zatankowany, północ na zagarze - no to w drogę. Przed nami 550km po polskich drogach, co trzeba jednak uczciwie przyznać - tych lepszych. A i przejazd przez Łódź nocą nie jest żadnym problemem. Po niecałych 7h grzecznej jazdy dojeżdżamy do Zakopanego. Pokój na kwaterze wolny,więc możemy sobie trochę odpocząć. Po którkiej drzemce idziemy w góry.
(z trasy - gdzieś przed Nowym Targiem)
a taki mamy widok z okna
Cel na dziś malo ambitny, ale w sam raz by rozgrzać zastałe mięśnie. Nosal i Kopieniec. Na Nosalu tłum ludzi, ale już w dolinie Olczyska pusto. Na Kopieńcu też tylko garstka ludzi - a widoki ładne. Schodzimy do Cyrhli - na dziś wystarczy
***
We wtorek wychodzimy dość wcześnie - ale i tak później niż chciałem. Idziemy do kuźnic skrótem przez łąkę i po chwili jestesmy na drodze na kalatówki. Stamtąd na Halę Kondratową, gdzie wreszcie można zjeść śniadanie. Co ciekawe - w schronisku jest darmowe wi-fi...
Na przełęczy Kondrackiej robi się gęsto. Ja chce iść na Kpę Kondracką, żona upiera się na Giewont. Tłumaczę, że tłum ludzi, że ślisko i nieprzyjemnie. No ale gadaj tu z kobietą. Więc idziemy. Poczatkowo luźno aż nagle - kolejka. Wolontariusze TPN kierują ruchem - wpuszczają dopiero jak ktoś zejdzie. Stoimy równo godzinę zanim udaje się ruszyć dalej. Jak powszechnie wiadomo chodzenie po wyślizganym wapieniu uważam za masochizm, żona tez zadowolona nie jest, tym bardziej, że widok ze szczytu trochę nas rozczarowuje. Zejście też fajne nie jest, ale cóż - zaliczone iprzy Giewoncie mogę w kajeciku wreszcie postawić ptaszka - czy tez raczej ch.ja zwazywszy jak ch.jowy jest latem ten szlak...
(TOPR w akcji - ktoś skręcil kostkę jak się okazało)
Idziemy dalej na Kopę Kondracką. Im wyżej tym zimniej. Nawet to przyjemne zważyszy jaki upał jest w dolinach. Czasowo stoimy kiepsko, ale tabliczki zachęcają by ruszyć na Ciemniak - to idziemy. Szlak przez Czerwone Wierchy lubię, a i żonie się podoba, tym bardziej, że z każdym kolejnym szczytem (nie licząc Ciemniaka) bije swój rekord wysokości.
Na Ciemniaku jestesmy przed 17. Zejscie do Kir - równe 3h, gdy ma się czas jest bardzo przyjemne, gdy trzeba sie spieszyć - dłuży się niesmowicie. Na szczęscie - widoki przepiękne.
W Kirach jesteśmy zgodnue z planem o 20, na kwaterze po sutym posiłku - o 22, gospodyni zaczęła się o nas nieco martwić.
***
cdn