ruda pisze:ale chyba musiałby jechać na dachu, bo zazwyczaj tylne siedzenia zawalone mamy bagażami, rowerami i innymi sprzętami, w efekcie miejsca dla pasażerów jest zero
zamontuj "skrzynkę" na dachu albo zrób porządek albo zmień autko
jaka impreza ? nic o tym nie wiem
..życie jest piękne
Swego czasu znajomi mieli już po zmroku przygodę z quadowcami na szlaku. Gdzieś w Beskidzie Wyspowym czy Gorcach udzielali pomocy jednemu, bo się dosyć dotkliwie wywalił przy dużej prędkości. Jeździli na szlaku oczywiście.
Jestem negatywnie nastawiona do jazdy tym czymś po szlakach i niech sobie jeżdżą, ale tam gdzie nikomu nie będą przeszkadzać, niszczyć tras i nikomu nie zrobią krzywdy!!!!
Co do filmiku to głupota ludzka osiągnęła nowy szczyt
@Smolik - z tych 16 ofiar - ile stanowią wypadki turystyczne a ile inne (np. rolnika przygniótł traktor, bo i takim wypadku kiedyś czytałam) ?
Oczywiście GOPR potrzebne jest jednym i drugim, ale zastanawia mnie fakt, że w górach wydawałoby się "łatwych" jak Gorce i Beskid Wyspowy (jedyna trudniejsza - Babia Góra) aż tyle tak poważnych wypadków.
W czwartek 14 marca ratownicy GOPR zostali poproszeni o pomoc, na Groniu na Palenicy w Małych Pieninach 102-letnia (!) kobieta złamała nogę. Wysokopołożony przysiółek górski na stromym stoku uniemożliwia dotarcie samochodem terenowym.
Po godz. 10.00 GOPR ruszył do akcji, ratownicy dotarli do poszkodowanej skuterem śnieżnym i pieszo, o pomoc z racji wieku i stanu kobiety poproszono lekarza. Kobieta w wyniku upadku prawdopodobnie złamała podudzie. Z uwagi na trudny teren i poważny stan rozważano użycie śmigłowca ratowniczego, niestety "nielotna" pogoda uniemożliwiła pomoc z powietrza.
Ratownicy wraz z lekarzem po zaoprzetrzeniu, asekurując ewakuowali pojazdem czterkołowym 100-letnią poszkodowaną do Przełomu Dunajca i stąd do karetki pogotowia. Cała akcja zakończyła się szczęśliwie po godz. 13.00
Poszkodowana kobieta była najstarszą osobą, której pomocy udzielili ratownicy Podhalańskiej Grupy GOPR.
"Góry są środkiem, celem jest człowiek.
Nie chodzi o to aby wejść na szczyt, robi się to,
aby stać się kimś lepszym."
Smutne, tym bardziej, że właśnie w tym miejscu mieliśmy kiedyś nasze spotkanie forumowe.
Budynek pewnie da się odtworzyć, ale pamiątek i eksponatów muzealnych - już nie.
Basia Z. pisze:Smutne, tym bardziej, że właśnie w tym miejscu mieliśmy kiedyś nasze spotkanie forumowe.
Budynek pewnie da się odtworzyć, ale pamiątek i eksponatów muzealnych - już nie.
Smutne to i bardzo przykre. Można mu tylko współczuć.
Stracił dorobek całego życia.....straszne .
Coś ostatnio dużo pożarów domów ludzi ze świecznika.
Niedawno czytałam, że spalił się doszczętnie dworek w Petrykozach - zmarłego przed trzema laty Wojciecha Siemiona, gdzie mieściło się również prowadzone przez Niego muzeum , wraz z bardzo cennymi zbiorami.
W zeszłą sobotę na Königsspitze w grupie Ortlera zginęły dwa trzyosobowe zespoły, niemalże w tym samym miejscu, w odstępie kilku godzin. Obydwa wypadki wydarzyły się na tzw. normalnej drodze
Komunikat Polskiego Związku Alpinizmu w sprawie tragicznych wydarzeń na Gasherbrumie I w Karakorum.
W niedzielę, 7. lipca Artur Hajzer i Marcin Kaczkan wyszli z obozu III (7150m), by zdobyć szczyt Gasherbrum I (8068m). Po osiągnięciu wysokości 7600 m z powodu silnego wiatru przerwali atak szczytowy, zawrócili.
Dotarli do obozu III ( 7150m) i za pomocą radiotelefonu połączyli się z bazą, z kucharzem wyprawy, informując, że schodzą do obozu II (6400m) i wszystko jest w porządku.
Tego dnia, to jest w niedzielę 7. lipca o godz 11.00 naszego czasu (godzina 14.00 czasu miejscowego) Izabela Hajzer otrzymała od męża Artura Hajzera sms, w którym pisał: Marcin Kaczkan spadł kuluarem japońskim. Od tego czasu nie udało się nawiązać kontaktu z Arturem Hajzerem.
Rozpoczęto akcję ratunkową, którą z bazy pod Gasherbrumami kieruje kierownik niemieckiej wyprawy Thomas Laemmle. W nocy z 7. na 8. lipca wysłano ekipę tragarzy wysokościowych, której celem było dotarcie do obozu II (6400m). Z powodu silnego wiatru i podającego śniegu dotarli tylko do obozu I i zawrócili do bazy.
W nocy z 8. na 9. pogoda poprawiła się. Z obozu I (6000m) wyszła grupa wspinaczy rosyjskich, która rano dotarła do obozu II i odnalazła w nim Marcina Kaczkana.
Artur Hajzer nie żyje - powiedział Marcin Kaczkan w rozmowie przez radiotelefon z Thomasem Laemmle.
W ciągu najbliższych godzin komunikaty z bazy pod Gasherbrumami zweryfikują ostatecznie tę tragiczną wiadomość.