http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obc ... 57881.htmlDzieci to dla nich zwykle alibi. Pretekst, by nic nie robić. Aby nie pracować i nie rozwijać się - pisze filozof prof. Zbigniew Mikołejko w najnowszych "Wysokich Obcasach Extra".
Ich winy są najzupełniej oczywiste. Te nigdy niedomknięte furtki. Dzieciaki puszczone samopas, gdziekolwiek, a najlepiej na mój trawnik. To ich durne puszenie się świeżym macierzyństwem, które uczyniło z nich - przynajmniej we własnym mniemaniu - królowe balu. Patrzę więc, jak to idą i gdaczą, jak stroją fochy, uważając się za Bóg wie co. Jak pytlują nieprzytomnie, gdy tymczasem ich potomstwo obrzuca się piachem albo wyrywa sobie nawzajem włosy. Dzieci najwyraźniej potrzebne im do tego, aby coś znaczyć. Być Kimś. Domagać się urojonych praw i zawieszenia społecznych reguł. Nie chodzi o młode matki. Te są najzupełniej w porządku. Chodzi o wózkowe - wojowniczy, dziki i ekspansywny segment polskiego macierzyństwa. Macierzyństwa w natarciu, zawsze stadnego i rozwielmożnionego nad miarę. Pieszczącego w sobie poczucie wybraństwa i bezczelnie niegodzącego się na żadne ograniczenia.
Gdy domagają się dla siebie szczególnej tolerancji - a domagają się jej zawsze! - to wypychają na pierwszy plan dzieci. Że to dla tych bachorków. A któż odmówi dziecku? Okaże się tak nieczuły i paskudny? Ale dzieci to zwykle alibi. Pretekst, by nic nie robić. Aby nie pracować i nie rozwijać się (czy widzieliście kiedyś wózkową czytającą książkę?). Nawet ich rozmowy są o niczym. Magma słów bez znaczenia. Słowotoki - i tyle.
"Wózkowe"
"Wózkowe"
Jestem gorszego sortu...
- mefistofeles
-
- Posty: 17204
- Rejestracja: pt 25 cze, 2004
- Lokalizacja: Inowrocław
- Kontakt:
Mało bywam w autobusach ale czasami się zdarza. Jak miałem tak 7+ to w autobusie czy w tramwaju ustępowałem miejsca każdej starszej kobiecie, Mama by mnie zabiła gdybym tego nie zrobił. Teraz obserwuję takie scenki, że nastoletni lorbas siedzi koło mamy, wchodzi trzęsąca się staruszka i nic, siedzi dalej. Widywałem też kobiety w zaawansowanej ciąży w towarzystwie takiego lorbasa. Lorbas siedzi, mama stoi.mefistofeles pisze:Nie spotkałem się z opisywanym zjawiskiem.
PS.
Jak trochę dorosłem tak 15+ to ustępowałem dziewczynom w moim wieku. Po pierwsze z nawyku a po drugie... no cóż, stwarzało to pewne możliwości - nikt nie jest doskonały.
Jestem gorszego sortu...
Mikołejko oczywiście przegiął i słusznie obrywa baty. Ale nie do końca. Znam taki przypadek:
Jedynak, ojciec nie wrócił z Anglii po wojnie. Był chorowity w dzieciństwie i mama otoczyła go murkiem opieki. O tym aby wyszedł na podwórko pograć z chłopakami w piłkę (to było w moim sąsiedztwie) lub pojeździć na rowerze nie było mowy. Zresztą nie z powodów finansowych, tylko dlatego, że to niebezpieczne a ruch samochodowy wtedy był minimalny. Do szkoły też go odprowadzała - mama była tzw. wolnego zawodu, więc miała szansę czasową. Dopiero w klasie maturalnej odpuściła. A droga z domu do szkoły spokojnymi uliczkami.
Poszedł na studia, zainteresowały go dziewczyny. Ale mama musiała każdą zweryfikować, z reguły negatywnie W końcu zrezygnował. Nie miał zielonego pojęcia co to pranie, prasowanie, gotowanie, podejrzewam, że chleba nie umiał przekroić. Na wakacje, nawet wtedy gdy już był adwokatem jeździł zawsze z mamą i zawsze do Krynicy - spacerek deptakiem, pijalnia wód, bo przecież chorowity.
I tak do 50-ki - wtedy mamie się zmarło. Nie miałem wtedy już kontaktu z nim bo wyjechałem z Poznania. Ale siostra mi opowiadała, że z eleganckiego faceta, zawsze w odprasowanym garniturze i koszuli zrobił się z niego prawie menel. Nieogolony, w wymietym i brudnym ubraniu. Oczywiście stracił klientów, zaczął pracować w jakiejś spółdzielni jako radca prawny. Zmarł gdzieś koło 60-ki.
Oczywiście to przykład skrajny, ale wcale nie taki niespotykany. Nadopiekuńczość bywa straszna w skutkach.
Jedynak, ojciec nie wrócił z Anglii po wojnie. Był chorowity w dzieciństwie i mama otoczyła go murkiem opieki. O tym aby wyszedł na podwórko pograć z chłopakami w piłkę (to było w moim sąsiedztwie) lub pojeździć na rowerze nie było mowy. Zresztą nie z powodów finansowych, tylko dlatego, że to niebezpieczne a ruch samochodowy wtedy był minimalny. Do szkoły też go odprowadzała - mama była tzw. wolnego zawodu, więc miała szansę czasową. Dopiero w klasie maturalnej odpuściła. A droga z domu do szkoły spokojnymi uliczkami.
Poszedł na studia, zainteresowały go dziewczyny. Ale mama musiała każdą zweryfikować, z reguły negatywnie W końcu zrezygnował. Nie miał zielonego pojęcia co to pranie, prasowanie, gotowanie, podejrzewam, że chleba nie umiał przekroić. Na wakacje, nawet wtedy gdy już był adwokatem jeździł zawsze z mamą i zawsze do Krynicy - spacerek deptakiem, pijalnia wód, bo przecież chorowity.
I tak do 50-ki - wtedy mamie się zmarło. Nie miałem wtedy już kontaktu z nim bo wyjechałem z Poznania. Ale siostra mi opowiadała, że z eleganckiego faceta, zawsze w odprasowanym garniturze i koszuli zrobił się z niego prawie menel. Nieogolony, w wymietym i brudnym ubraniu. Oczywiście stracił klientów, zaczął pracować w jakiejś spółdzielni jako radca prawny. Zmarł gdzieś koło 60-ki.
Oczywiście to przykład skrajny, ale wcale nie taki niespotykany. Nadopiekuńczość bywa straszna w skutkach.
Jestem gorszego sortu...
A ja się spotykam bardzo często. Jestem mieszkanką wsi,gdzie pełno takich przypadków.mefistofeles pisze:czytałem. Nie spotkałem się z opisywanym zjawiskiem.
Po urodzeniu córki często (np. na spacerach) spotykałam się z matkami - wydawało mi się takimi jak ja. Po jakimś czasie zaczęłam stronić od takich spotkań. Może dlatego że one miały mężów- a ja nie, może dlatego że ja poszłam do pracy - one nie musiały (lub nie chciały), a może w końcu dlatego że szkoda mi było czasu na rozmowy o niczym ?
Tak jest, Marto, pajdokracja (wiem, że ten termin nie jest w pełni adekwatny, ale jakoś nie przychodzi mi inny do głowy) szerzy się u nas w tempie niepokojącym. Jak widzę w autobusie lub w tramwaju jak kobieta w ciąży sadza swojego 10-letniego "lorbasa" na siedzeniu a sama stoi bo brak miejsca to mi się scyzoryk otwiera w kieszeni. Albo jeszcze gorzej, lorbas siedzi, zdrowa mama obok i do autobusu wchodzi staruszka i stoi bo nie ma miejsca - moja Mama by chyba mnie by zabiła gdybym się nie poderwał z siedzenia.
To jest najlepsza droga do tego aby ten lorbas już w wieku lat 20-u nie dał po buzi mamie bo mu nie dała kasy na piwo.
I nie udawaj Tomku, że takich obrazków nie widzisz.
To jest najlepsza droga do tego aby ten lorbas już w wieku lat 20-u nie dał po buzi mamie bo mu nie dała kasy na piwo.
I nie udawaj Tomku, że takich obrazków nie widzisz.
Jestem gorszego sortu...
Z innej grządki ale w tym samym ogródku:
Gdyby nie to, że "wbiłem" się w garnitur to by pewnie moja Mama nie zauważyła, że idę zdawać maturę. Zapytałem się - "nic się nie denerwujesz?"
Odpowiedziała - "a czym mam się denerwować, przechodziłeś z klasy do klasy, nigdy nie miałeś żadnej dwói na okresie, to dlaczego masz nie zdać?". No i zdałem, choć moja średnia w szkole nie była rewelacyjna, tak gdzieś koło 3.6 tylko z polskiego, matmy i fizyki po 5-ce.
Specjalnych gratulacji nie było, po prostu zrobiłem co do mnie należało, normalna sprawa.
Rok temu maturę zdawała moja wnuczka, uczennica w skali do 6 tak na 5.5. Córka nieomal omdlewała z niepokoju i chyba miała do mnie pretensję, że też nie omdlewam.
Róbmy tak dalej...
Gdyby nie to, że "wbiłem" się w garnitur to by pewnie moja Mama nie zauważyła, że idę zdawać maturę. Zapytałem się - "nic się nie denerwujesz?"
Odpowiedziała - "a czym mam się denerwować, przechodziłeś z klasy do klasy, nigdy nie miałeś żadnej dwói na okresie, to dlaczego masz nie zdać?". No i zdałem, choć moja średnia w szkole nie była rewelacyjna, tak gdzieś koło 3.6 tylko z polskiego, matmy i fizyki po 5-ce.
Specjalnych gratulacji nie było, po prostu zrobiłem co do mnie należało, normalna sprawa.
Rok temu maturę zdawała moja wnuczka, uczennica w skali do 6 tak na 5.5. Córka nieomal omdlewała z niepokoju i chyba miała do mnie pretensję, że też nie omdlewam.
Róbmy tak dalej...
Jestem gorszego sortu...
Nie spróbowałbym tylko raczej zabrał się za coś z domowej pracy aby mogła np. odpocząć i poczytać książkę.A spróbował byś swojej żonie będącej na urlopie wychowawczym z dwójką dzieci rzec, że nic nie robi, nie realizuje się i takie tam....
_________________
Mikołejko chyba świadomie przegiął aby sprowokować dyskusję.
Powiem tak - znam przypadki, że wykształcone i inteligentne oraz bystre dziewczyny tak się "przejęły" swoim "posłannictwem", że z prawdziwą rozkoszą porzucały swoją skądinąd fajną pracę zawodową. Bo przecież "dzieciątko"
A to pierwszy krok do "zdulszczenia". A dla pana męża aby wzorem pana Dulskiego chadzał na spacer na Wawel, tylko dookoła stołu oraz w papciach (bo lśniąca podłoga) oraz w rozlatującym się dresie (no bo w domu, szkoda niszczyć coś lepszego.
A potem u madam pojawiają się papiloty i tłuste plamy na spódnicy i bluzce (bo w domu i tylko mąż widzi)
Nie udawaj, że tego nie wiesz.
Jestem gorszego sortu...
Tak wiem, ale znam i takie przypadki, gdzie oboje rodzice zapatrzeni w swoją pracę i robienie kariery, zrzucają odpowiedzialność za wychowanie własnych dzieci im samym ( dzieciom ), albo w najlepszym przypadku dziadkom lub opiekunce.Janek pisze:Nie udawaj, że tego nie wiesz.
Jakby to powiedzieć

PS. Nie masz Janek obaw przed wyjazdem do Marocco, w obliczu ostatnich wydarzeń ?
Pozdrawiam.
Brudas bez łazienki z wychodkiem za stodołą.
Brudas bez łazienki z wychodkiem za stodołą.
Super, że są tacy wspaniali przodownicy pracy. Tylko, że jak ja mam wybierać między pracowitością, a bezpieczeństwem dziecka, to sorry wybór jest prosty. W dupie mam pracodawcę. Dzisiaj każdy mnie wyrucha na każdy polu. Dlatego lepiej od razu zawalczyć o swoje. Nikt Ci w niczym nie pomoże, a jak się Ci noga powinie, to jeszcze kopną Cie w dupę. Pracować? A w imię czego? Po co?
W dzisiejszych czasach wychowywanie dziecka w brew pozorom to nie taka prosta sprawa. Wszyscy opisują stare dzieje, jak to bieda była i tak dalej. Tak tylko teraz mamy tutaj mnóstwo chorób cywilizacyjnych. Ludzie więcej czasu spędzają po za domem w pracy. Jedzenie to syf , a media ogłupiają wszystkich.
Super. Tylko mieć dziecko... Na początku kobieta najlepiej żeby cały czas chodziła do pracy. Pracodawca przez ten okres będzie miał czas żeby poszukać na nia haki, co by ją zwolnić dyscyplinarnie. Jak nie zwolni, to będzie ją wykorzystywał do granic możliwości. Tutaj stres, tam nadgodziny, mimo, że nie może pracować powyżej 8h dziennie. No ale kto tego przestrzega? Spada odporność, mnóstwo możliwości zachorowania, a później komplikacje i problemy. Nie no w takiej sytuacji, to wiadomo, że mąż powinien namawiać żonę do pracy, a nie do tego żeby zrobiła wszystko co w jej mocy, by ciąża przebiegła pozytywnie. Oczywiście dla rodziny najważniejszy jest pracodawca i jego sprawy. Codziennie budzę się z przerażeniem, czy mój chlebodawca ma co do garnka włożyć i czy ZUS już nie zbankrutował. Mam ogromne wyrzuty sumienia, że moje składki mogłyby pójść na utrzymanie mojej żony. To jest nie do wytrzymania.
Po urodzeniu dziecka można wziąć opiekunkę z ulicy. Jak się dobrze poszuka, to jakaś pijaczka za 1000zł będzie bawić naszego bobaska. Oczywiście rodzice w pracy już zupełnie mogą być spokojni. Każda dobra matka po wyjściu z domu zapomina o swojej pociesze i chyżo zapiernicza do pracy, co by nasz rząd mógł za jej podatki kupić sobie kolejne taczpady. Ona w pracy, pijaczka w pracy - jak pieknie. PKB rośnie, wszyscy są szczęśliwi.
A więc do pracy rodacy! Tylko po co? No chyba po to by kupić samochód nowy, by do domu kupić plazmę, żeby dziecko miało zajęcia po za lekcyjne, co by go w domu mniej było, a biednego styranego ojca nie wkvrwiało, co by dziecku kupić najlepsze ubranka, co by mu kupić najlepsze buty, żeby się dzieci w szkole z niego nie śmiali, co by dziecko zapamietało wiecznie zmęczonych i wkvrwionych na siebie rodziców, nie mających czasu ani dla siebie, ani dla niego.
W dzisiejszych czasach wychowywanie dziecka w brew pozorom to nie taka prosta sprawa. Wszyscy opisują stare dzieje, jak to bieda była i tak dalej. Tak tylko teraz mamy tutaj mnóstwo chorób cywilizacyjnych. Ludzie więcej czasu spędzają po za domem w pracy. Jedzenie to syf , a media ogłupiają wszystkich.
Super. Tylko mieć dziecko... Na początku kobieta najlepiej żeby cały czas chodziła do pracy. Pracodawca przez ten okres będzie miał czas żeby poszukać na nia haki, co by ją zwolnić dyscyplinarnie. Jak nie zwolni, to będzie ją wykorzystywał do granic możliwości. Tutaj stres, tam nadgodziny, mimo, że nie może pracować powyżej 8h dziennie. No ale kto tego przestrzega? Spada odporność, mnóstwo możliwości zachorowania, a później komplikacje i problemy. Nie no w takiej sytuacji, to wiadomo, że mąż powinien namawiać żonę do pracy, a nie do tego żeby zrobiła wszystko co w jej mocy, by ciąża przebiegła pozytywnie. Oczywiście dla rodziny najważniejszy jest pracodawca i jego sprawy. Codziennie budzę się z przerażeniem, czy mój chlebodawca ma co do garnka włożyć i czy ZUS już nie zbankrutował. Mam ogromne wyrzuty sumienia, że moje składki mogłyby pójść na utrzymanie mojej żony. To jest nie do wytrzymania.
Po urodzeniu dziecka można wziąć opiekunkę z ulicy. Jak się dobrze poszuka, to jakaś pijaczka za 1000zł będzie bawić naszego bobaska. Oczywiście rodzice w pracy już zupełnie mogą być spokojni. Każda dobra matka po wyjściu z domu zapomina o swojej pociesze i chyżo zapiernicza do pracy, co by nasz rząd mógł za jej podatki kupić sobie kolejne taczpady. Ona w pracy, pijaczka w pracy - jak pieknie. PKB rośnie, wszyscy są szczęśliwi.
A więc do pracy rodacy! Tylko po co? No chyba po to by kupić samochód nowy, by do domu kupić plazmę, żeby dziecko miało zajęcia po za lekcyjne, co by go w domu mniej było, a biednego styranego ojca nie wkvrwiało, co by dziecku kupić najlepsze ubranka, co by mu kupić najlepsze buty, żeby się dzieci w szkole z niego nie śmiali, co by dziecko zapamietało wiecznie zmęczonych i wkvrwionych na siebie rodziców, nie mających czasu ani dla siebie, ani dla niego.
- mefistofeles
-
- Posty: 17204
- Rejestracja: pt 25 cze, 2004
- Lokalizacja: Inowrocław
- Kontakt:
Janku - problem opisany w tekscie nie dotyczy nadopikeuńczych matek. On dotyczy matek, które uważjaą, że dziecko czyni je lepszymi. Pierwszy problem to diagnoza. One nie czują sie lepsze, one czują się spełnione. Ja rozumiem, że feministki wmawiają dziś kobietom, że spełnienie gwarantuje jedynie doktorat i menedżerksie stanowisko w korporacji, służbowy auris i blackberry, ale to bzdura. Każdy ma prawo samemu określać swoje cele. Znam kobiety co zrezygnowały dla dzieci z dobrze zapowiadających się karier i wcale nie sa przytłocznymi kurami domowymi, wręcz przeciwnie. Obraz przytłoczenia częsciej widuje u tych co pracują na etatach.
Druga rzecz - państwo polskie jest generalnie przeciwko dzieciatym, mieć w Polsce dziecko oznacza dużo wyrzeczeń i ryzyka. Opisał to Żabi Koń.
autor jest frustratem, jednym z wileu typów - spotkałem np kiedyś kolesia,z wyglądu stary partyjny lub milicjant (wskazywało na to też, że blok w kórym zamieszkuje był swego czasu "służbowy") co mówił z autentyczną złością, że "tyc hco mają te samochody to on by powystrzelał". Mam wujka co miał w życiu duzo i wszystko zmarnował a winę zrzuca na księży i magistrów. A autorowi tekstu przeszkadzjaą dzieciaci. Cóż, frustracja jakich wiele, rozumiem czemu to napisał, ale po co to drukować - nie pojmuję.
Druga rzecz - państwo polskie jest generalnie przeciwko dzieciatym, mieć w Polsce dziecko oznacza dużo wyrzeczeń i ryzyka. Opisał to Żabi Koń.
autor jest frustratem, jednym z wileu typów - spotkałem np kiedyś kolesia,z wyglądu stary partyjny lub milicjant (wskazywało na to też, że blok w kórym zamieszkuje był swego czasu "służbowy") co mówił z autentyczną złością, że "tyc hco mają te samochody to on by powystrzelał". Mam wujka co miał w życiu duzo i wszystko zmarnował a winę zrzuca na księży i magistrów. A autorowi tekstu przeszkadzjaą dzieciaci. Cóż, frustracja jakich wiele, rozumiem czemu to napisał, ale po co to drukować - nie pojmuję.
Jeśli się boisz, już jesteś niewolnikiem!
Grzegorz Braun
Grzegorz Braun
Widzę, ze czytaliśmy ten sam artykuł.mefistofeles pisze:służbowy auris

Ten felieton jest bez sensu bo równie dobrze mógłby dotyczyć pań z pieskami, a cała historia jest osobistą sprawą autora i nie widzę sensu publikowania tego w gazecie. Tym bardziej, ze w dzisiejszych czasach lepiej namawiać ludzi do posiadania dzieci, a nie pisać, ze jakaś tam grupa matek jest "be".
Nie czepiałbym się, gdyby to był artykuł o paniach i panach z pieskami, albo o panach karmiących gołębie, bo gołębi i piesków jest dużo, ale dzieci...
Z resztą i tak nie będzie dzieci w tym kraju, bo nie ma tutaj takich możliwości. a jeszcze można się spotkać z opinią, że jak kobieta w ciąży to na pewno sobie wpadła. W sumie racja, kto o zdrowych zmysłach chce w tym kraju mieć dziecko?
- mefistofeles
-
- Posty: 17204
- Rejestracja: pt 25 cze, 2004
- Lokalizacja: Inowrocław
- Kontakt:
A jak juestesmy już po wymyslonych problemach Gazety Wyborczej to mam taki cymesik, daje się z dzisiaj.
wytłuszczenia moje - TGNie jesteśmy małymi puszczalskimi, po prostu uprawiamy seks. Czy to naprawdę coś tak gorszącego?
Jesteśmy studentkami, które, wbrew edukacji szkolnej jaką otrzymały, wbrew opinii publicznej, oraz woli naszych ciotek, sąsiadek i ojców, prowadzą aktywne życie seksualne. Oczywiście mamy świadomość, iż za tak haniebny styl życia jesteśmy potępiane za życia i pójdziemy do piekła. Jednakże, będąc wychowane w kulturze, gdzie seks służy nie tylko reprodukcji i umacnianiu miłości do Boga, ale do promowania wszystkiego, zaczynając od wazonu stołowego a na ogórku kiszonym kończąc, mamy wrażenie, że seks jest niezbędny do funkcjonowania. Jak Pan widzi, Panie Premierze, dostajemy sprzeczne sygnały.
W dzisiejszych czasach seks jest produktem, którym jesteśmy bombardowane z każdej strony. Udało się wam, kupiłyśmy to i zaczęłyśmy swoje życie seksualne już w liceum. Będąc niezwykle rozsądnymi młodymi osobami, z wielce prestiżowych szkół jednego z większych polskich miast, mając równie rozsądnych i równie wyedukowanych chłopaków, postanowiłyśmy uprawiać bezpieczny seks.
Okazało się to jednak dużo trudniejsze, niż się wydawało. Chcąc się zabezpieczyć , tu podaję przykład swój oraz najbliższych koleżanek, wielokrotnie spotkałyśmy się z opinią, że tabletki antykoncepcje szkodzą nie tylko zdrowiu, ale także nadszarpują kręgosłup moralny (katolicki) lekarzy. A propos moralności katolickiej: z badań statystycznych wynika, iż ponad 60 proc. polskich księży prowadzi aktywne życie seksualne (Newsweek). A hipokryzja to coś, czego najbardziej nie lubimy.
Wygląda to tak: zabezpieczyć się nie możemy, bo Pani ginekolog będzie się musiała z tego spowiadać(przykład z autopsji). Przez nałożone ograniczenia receptę, którą wcześniej wypisywała mi mama lekarka, muszę teraz załatwiać na własną rękę (tylko jak? Patrz zdanie wcześniej). Gumki pękają, a za stosunkiem przerywanym ani analnym nie przepadam (nie jesteśmy typami kobiet, które cierpią dla miłości). No więc gumka pękła, i co teraz, Panie Premierze? Biegamy po wszystkich możliwych przychodniach (ograniczone 72 godzinami), żeby raz jeszcze dowiedzieć się, iż kręgosłup moralny bierze górę nad zdrowym rozsądkiem. Błagamy panie w aptekach, zapłakujemy się na śmierć ogarnięte wizją przedwczesnego macierzyństwa. Za prywatną wizytę u ginekologa płacimy 100 zł (ciężko przez studenciaka zarobione), która i tak nie daje nam 100 procentowej pewności, że receptę dostaniemy. Aborcja jest nielegalna (chociaż i tak byśmy z niej nie skorzystały), więc zostaje nam dziecko urodzić.
Dziecko każecie nam urodzić, ale młodej matce nikt finansowo nie pomoże. Skarżycie się na to, że polskie społeczeństwo się starzeje, ale nie widzicie tego, że to jest konsekwencja Waszych decyzji.
Niektórym z nas zdarzył się przypadkowy seks z nieznanym partnerem (komu się nie zdarzył?). Będąc osobami światłymi i świadomymi, a do tego, tak jak wcześniej napisałyśmy, osobami niezwykle rozsądnymi, postanowiłyśmy zrobić test na HIV. I tu po raz kolejny zawiodłyśmy się na polskiej służbie zdrowia. Udało nam się znaleźć informacje o bezpłatnych badaniach w wojewódzkiej stacji epidemiologicznej. Gdy wybrałyśmy się tam w wyznaczonych godzinach, zastałyśmy pustkę, zamknięte drzwi, pogaszone światła i portiera, który przywitał nas niezwykle dyskretnym tekstem: 'Eee, na HIV tu? Jutro rano proszę przyjść.' Jednak rano bezpłatne i anonimowe badania okazały się mrzonką. Dodajmy, że teoretycznie jest to jedyne miejsce na całe województwo, gdzie można zrobić takie badania bezpłatnie. A później burzą Was statystyki, z których wynika, że około 90 proc. nosicieli wirusa HIV nie wie o tym (może Pan jest jednym z nich?)
Nie jesteśmy małymi puszczalskimi, po prostu uprawiamy seks. Czy to naprawdę coś tak gorszącego? Dlaczego nie dajecie nam szansy na bezpieczny i zdrowy seks? Dlatego tu nasze pytanie: Panie Premierze, jak się kochać??
Jeśli się boisz, już jesteś niewolnikiem!
Grzegorz Braun
Grzegorz Braun
- mefistofeles
-
- Posty: 17204
- Rejestracja: pt 25 cze, 2004
- Lokalizacja: Inowrocław
- Kontakt:
A realny? najlpesze jest stwierdzenie "nie jesteśmy puszczalskimi" w kontekscie "przypadkowego seksu". Ubaw po pachy normalnieto jet według Ciebie "wymyslony problem"?

Osobiście podejrzewam wręcz, że list jest prowokacją i niedługo ujawnią się autorzy jak już parę razy bywało

Ech, też się zastanwiam. Na szczęście mam na to zastanawianie jeszcze trochę lat...Żabi Koń pisze:No niestety, kvrestwo jest na porządku dziennym i jak w takim świecie wychowywać dziecko?
Jeśli się boisz, już jesteś niewolnikiem!
Grzegorz Braun
Grzegorz Braun