Ciecień i Wierzbanowska
Ciecień i Wierzbanowska
Wiele razy się nad tym zastanawiałam, co sprawia że grupa poważnych szacownych osób po 50 roku życia lubi co jakiś czas dać sobie w tyłek, pojechać gdzieś w góry, umordować się, spocić, spać w jakichś rzęchach, w szałasie lub w namiocie, zrobić sobie ognisko, wrócić do cywilizacji brudnym, mokrym jak skunks, z kleszczami.
Kolega, z którym znam się od 35 lat, regularnie co roku od ponad 30 lat organizuje dla grupy znajomych rajd w Beskid Makowski.
Pierwsza edycja odbyła się o ile pamiętam w roku 1979, szliśmy przez Koskową Górę, a meta była wtedy na Babicy, potem były kolejne wyjazdy, z różnych powodów nie byłam na wszystkich, ale kiedy tylko mam czas i możliwości - to jadę.
Założenie jest takie że śpimy w namiotach, gotujemy na ognisku i zawsze regularnie są pieczonki. Jeździ mniej więcej stała ekipa, zapraszany jest również kurs przewodnicki. Ludzie przyjeżdżają z całymi rodzinami. Czasem przyjeżdża ponad 40 osób, czasem zdarzało się ze były tylko 4 osoby.
Trasa wymyślana jest co roku nieco inna, ale musi chociaż trochę zahaczać o Beskid Makowski. W tym roku było nas 15 osób, a trasa zaczęła się od Beskidu Wyspowego, od pasma Ciecienia.
Właściwie to zaczęło się w piątek, kiedy to grupą zbliżoną do tej, która wyjeżdżała spotkaliśmy się na koncercie w "Lesniczówce" w chorzowskim WPKiW. Koncertował Andrzej Mróz - twórca takich piosenek "Od Turbacza wieje wiatr", czy "W górach jest wszystko co kocham".
Fajnie było posłuchać starych przebojów i pośpiewać z zespołem, ale musieliśmy wcześniej wyjść, bo rano wyjeżdżaliśmy.
Rano dotarliśmy do Poznachowic, rozstawili samochody (aby nie trzeba było całą drogę dźwigać całości bagażu) i wyruszyli, najpierw długim i dość nudnym podejściem szosą, potem stromo na szczyt Grodziska.
To już w sobotę na trasie - na szczycie Grodziska nad Poznachowicami:
Grodzisko jest otoczone systemem potężnych wałów, mam nadzieję, że na zdjęciu to widać:
Idziemy dalej - szlak prowadzi przeważnie lasem, tylko czasem odsłaniają się jakieś widoczki:
Ładna kapliczka na trasie:
Na Księżej Górce jest nie dawno wybudowana wieża widokowa, a z niej całkiem niezły widok. Kursanci robią "panoramki":
W druga stronę - widok na Kostrza, Pieninki Skrzydlańskie, Łopień i Mogielicę:
Ze szczytu Ciecienia zdjęć nie mam, bo był zarośnięty lasem i nic tam ciekawego nie było.
Po krótkim ale za to stromym zejściu ze szczytu i przejściu około 2 km szosą dotarliśmy do nowej knajpy w okolicach przełęczy Wielkie Drogi (i do stojących pod nią samochodów), gdzie posililiśmy się co nieco, zabrali z samochodów graty i zaczęli podejście z bagażem na Wierzbanowską.
To knajpa:
Akurat na podejściu najpierw zaczęło lekko padać, a potem lać i przyznam, że na tym niezbyt długim podejściu kilka razy zwątpiłam w sens całej eskapady i cały czas się zastanawiałam po co ja właściwe tam lezę, skoro tak bardzo mi się nie chce.
W końcu jednak dotarliśmy do szałasu położonego pod samym szczytem Wierzbanowskiej, obok zapłonęło ognisko, pod lasem stanęły namioty.
Rozmowy i śpiewy przy ognisku trwały podobno do 2 w nocy, niestety ja "padłam" znacznie wcześniej (i to ze zmęczenia a nie z powodu alkoholu), zasypiając na karimacie w szałasie.
A to już rano, ciekawe dlaczego śniadanie robią panie, a panowie stoją z rękami w kieszeniach:
Większość ekipy przed szałasem:
Po śniadaniu zeszłyśmy we czwórkę do samochodu stojącego cały czas pod knajpą, tam w toalecie trochę ogarnęły i wtedy akurat zaczęło lać dosłownie jak z cebra.
Reszta grupy szła w tym czasie pieszo przez Lubomir i deszcz ich dopadł w 1/3 trasy.
My zjechałyśmy do Skrzydlnej, w planie miałam zwiedzanie kilku kościołków drewnianych - m.in. w Skrzydlnej, Jodłowniku, Szyku ale ze względu na ulewę pojechałyśmy tylko do Szczyrzyca.
W Szczyrzycu, w tamtejszym klasztorze odbywała się akurat I komunia, żal mi było dzieci, które w białych strojach wychodziły na ulewny deszcz.
Na dodatek było przeraźliwie zimno i taki wiatr,że obracał parasole.
Wobec czego poszłyśmy do kawiarni w Szczyrzycu (na górze w restauracji odbywało się przyjęcie I-komunijne), za to na dole w kawiarni kupiłyśmy pyszne ciasto (zapewne odkrojone od komunijnego placka):
Przy cieście i przy kawie podjęłyśmy decyzję, ze jednak wracamy, bo nie ma co tłuc się po wsiach w ulewnym deszczu, nawet zdjęć nie dało się robić.
Tu jeszcze zdjęcie (bez wychodzenia z samochodu) dworu w Raciechowicach.
Smutna historia z tym dworem - jest to całkowicie drewniany XVIII-wieczny bardzo cenny zabytkowy dwór. Wykupiła go prywatna osoba i nie remontuje, a budynek całkowicie chyli się ku ruinie.
Byłam tam 2 lata temu i teraz i widzę że budynek jest w coraz gorszym stanie, a nie ma siły aby zmusić prywatnego właściciela do remontu.
W domu byłam około 16, zmęczona i wszystko mnie bolało, a jeszcze dziś znalazłam na sobie kleszcza.
Pozdrowienia
Basia
Kolega, z którym znam się od 35 lat, regularnie co roku od ponad 30 lat organizuje dla grupy znajomych rajd w Beskid Makowski.
Pierwsza edycja odbyła się o ile pamiętam w roku 1979, szliśmy przez Koskową Górę, a meta była wtedy na Babicy, potem były kolejne wyjazdy, z różnych powodów nie byłam na wszystkich, ale kiedy tylko mam czas i możliwości - to jadę.
Założenie jest takie że śpimy w namiotach, gotujemy na ognisku i zawsze regularnie są pieczonki. Jeździ mniej więcej stała ekipa, zapraszany jest również kurs przewodnicki. Ludzie przyjeżdżają z całymi rodzinami. Czasem przyjeżdża ponad 40 osób, czasem zdarzało się ze były tylko 4 osoby.
Trasa wymyślana jest co roku nieco inna, ale musi chociaż trochę zahaczać o Beskid Makowski. W tym roku było nas 15 osób, a trasa zaczęła się od Beskidu Wyspowego, od pasma Ciecienia.
Właściwie to zaczęło się w piątek, kiedy to grupą zbliżoną do tej, która wyjeżdżała spotkaliśmy się na koncercie w "Lesniczówce" w chorzowskim WPKiW. Koncertował Andrzej Mróz - twórca takich piosenek "Od Turbacza wieje wiatr", czy "W górach jest wszystko co kocham".
Fajnie było posłuchać starych przebojów i pośpiewać z zespołem, ale musieliśmy wcześniej wyjść, bo rano wyjeżdżaliśmy.
Rano dotarliśmy do Poznachowic, rozstawili samochody (aby nie trzeba było całą drogę dźwigać całości bagażu) i wyruszyli, najpierw długim i dość nudnym podejściem szosą, potem stromo na szczyt Grodziska.
To już w sobotę na trasie - na szczycie Grodziska nad Poznachowicami:
Grodzisko jest otoczone systemem potężnych wałów, mam nadzieję, że na zdjęciu to widać:
Idziemy dalej - szlak prowadzi przeważnie lasem, tylko czasem odsłaniają się jakieś widoczki:
Ładna kapliczka na trasie:
Na Księżej Górce jest nie dawno wybudowana wieża widokowa, a z niej całkiem niezły widok. Kursanci robią "panoramki":
W druga stronę - widok na Kostrza, Pieninki Skrzydlańskie, Łopień i Mogielicę:
Ze szczytu Ciecienia zdjęć nie mam, bo był zarośnięty lasem i nic tam ciekawego nie było.
Po krótkim ale za to stromym zejściu ze szczytu i przejściu około 2 km szosą dotarliśmy do nowej knajpy w okolicach przełęczy Wielkie Drogi (i do stojących pod nią samochodów), gdzie posililiśmy się co nieco, zabrali z samochodów graty i zaczęli podejście z bagażem na Wierzbanowską.
To knajpa:
Akurat na podejściu najpierw zaczęło lekko padać, a potem lać i przyznam, że na tym niezbyt długim podejściu kilka razy zwątpiłam w sens całej eskapady i cały czas się zastanawiałam po co ja właściwe tam lezę, skoro tak bardzo mi się nie chce.
W końcu jednak dotarliśmy do szałasu położonego pod samym szczytem Wierzbanowskiej, obok zapłonęło ognisko, pod lasem stanęły namioty.
Rozmowy i śpiewy przy ognisku trwały podobno do 2 w nocy, niestety ja "padłam" znacznie wcześniej (i to ze zmęczenia a nie z powodu alkoholu), zasypiając na karimacie w szałasie.
A to już rano, ciekawe dlaczego śniadanie robią panie, a panowie stoją z rękami w kieszeniach:
Większość ekipy przed szałasem:
Po śniadaniu zeszłyśmy we czwórkę do samochodu stojącego cały czas pod knajpą, tam w toalecie trochę ogarnęły i wtedy akurat zaczęło lać dosłownie jak z cebra.
Reszta grupy szła w tym czasie pieszo przez Lubomir i deszcz ich dopadł w 1/3 trasy.
My zjechałyśmy do Skrzydlnej, w planie miałam zwiedzanie kilku kościołków drewnianych - m.in. w Skrzydlnej, Jodłowniku, Szyku ale ze względu na ulewę pojechałyśmy tylko do Szczyrzyca.
W Szczyrzycu, w tamtejszym klasztorze odbywała się akurat I komunia, żal mi było dzieci, które w białych strojach wychodziły na ulewny deszcz.
Na dodatek było przeraźliwie zimno i taki wiatr,że obracał parasole.
Wobec czego poszłyśmy do kawiarni w Szczyrzycu (na górze w restauracji odbywało się przyjęcie I-komunijne), za to na dole w kawiarni kupiłyśmy pyszne ciasto (zapewne odkrojone od komunijnego placka):
Przy cieście i przy kawie podjęłyśmy decyzję, ze jednak wracamy, bo nie ma co tłuc się po wsiach w ulewnym deszczu, nawet zdjęć nie dało się robić.
Tu jeszcze zdjęcie (bez wychodzenia z samochodu) dworu w Raciechowicach.
Smutna historia z tym dworem - jest to całkowicie drewniany XVIII-wieczny bardzo cenny zabytkowy dwór. Wykupiła go prywatna osoba i nie remontuje, a budynek całkowicie chyli się ku ruinie.
Byłam tam 2 lata temu i teraz i widzę że budynek jest w coraz gorszym stanie, a nie ma siły aby zmusić prywatnego właściciela do remontu.
W domu byłam około 16, zmęczona i wszystko mnie bolało, a jeszcze dziś znalazłam na sobie kleszcza.
Pozdrowienia
Basia
Lubię sobie połazić po lesie, a do tego jeszcze jak tym lasem porośnięte są pagórki to już miód malina. Bardzo umiejętnie wyważone słowo pisane oraz ładne krasiwo w postaci fotek.
...dla sportu ? , też tak mam czasami i potem nigdy nie żałuję, że byłem.Basia Z. pisze:zastanawiałam po co ja właściwe tam lezę, skoro tak bardzo mi się nie chce.
Pozdrawiam.
Brudas bez łazienki z wychodkiem za stodołą.
Brudas bez łazienki z wychodkiem za stodołą.
Pani Basi pogoda niebardzo się udała, nam natomiast tydzień wcześniej wręcz przeciwnie . Byliśmy po drugiej stronie Ciecienia, konkretniej to na Lubomirze i spod szczytowej polanki, służącej paralotniarzom, mogliśmy obserwować dokładnie Pani trasę, tj. Grodzisko, Księżą Górę i Ciecień. Wspaniałe są te tereny, trzeba to uczciwie przyznać.
Tu jest cała nasza wycieczka w pełnej fotorelacji --> http://www.fotografie.nowytarg.pl/173,l ... .2011.html
A tak wyglądają Ciecień, Księża Góra i Grodzisko z przeciwnej strony doliny Wiśniowej:
Tu jeszcze dwa losowe zdjęcia
Tu jest cała nasza wycieczka w pełnej fotorelacji --> http://www.fotografie.nowytarg.pl/173,l ... .2011.html
A tak wyglądają Ciecień, Księża Góra i Grodzisko z przeciwnej strony doliny Wiśniowej:
Tu jeszcze dwa losowe zdjęcia
zapraszam na moją stronę w całości poświęconą górskim fotorelacjom --> www.fotografie.nowytarg.pl
Konto na facebooku --> Lubię To
Konto na facebooku --> Lubię To
Tydzień wcześniej to akurat byłam w Beskidzie Śląsko-Morawskim, też miałam świetną pogodę.wujek pisze:Pani Basi pogoda niebardzo się udała, nam natomiast tydzień wcześniej wręcz przeciwnie .
viewtopic.php?t=7433
Na forum jesteśmy wszyscy ze sobą po imieniu, więc proszę nie pisać do mnie "pani".
A Beskid Wyspowy to tak ogólnie jedne z moich ulubionych gór, zresztą moja rodzina pochodzi z Pogórza Wiśnickiego, położonego trochę na północ. Sprzed domu mojej Babci jest wspaniały widok na Kostrza, z tyłu są widoczne Śnieżnica, Łopień, Mogielica, a przy dobrej widoczności widać nawet Tatry.
Tak więc od dzieciństwa, kiedy spędzałam tam wszystkie wakacje mam ogromny sentyment do tych terenów.
Na Grodzisku byłam jednak po raz pierwszy w życiu.
Pozdrowienia
Basia
To jeszcze się pochwalę paroma zdjęciami z Beskidu Wyspowego.
W listopadzie ubiegłego roku umówiłam się ze znajomymi z Poznania na dojazd w Beskid Niski. Wyruszyliśmy sprzed mojego domu około 3 i o 6 rano byliśmy na przełęczy Gruszowiec przy "Barze pod Cyckiem". Wobec czego postanowiliśmy przywitać wschód słońca na Ćwilinie.
I oto parę zdjęć:
Mogielica:
Widok na zachód, na ostatnim planie Babia Góra:
Tatry:
Już o 8 byliśmy z powrotem na dole i poszliśmy na śniadanie do "Baru pod Cyckiem".
Pozdrowienia
Basia
W listopadzie ubiegłego roku umówiłam się ze znajomymi z Poznania na dojazd w Beskid Niski. Wyruszyliśmy sprzed mojego domu około 3 i o 6 rano byliśmy na przełęczy Gruszowiec przy "Barze pod Cyckiem". Wobec czego postanowiliśmy przywitać wschód słońca na Ćwilinie.
I oto parę zdjęć:
Mogielica:
Widok na zachód, na ostatnim planie Babia Góra:
Tatry:
Już o 8 byliśmy z powrotem na dole i poszliśmy na śniadanie do "Baru pod Cyckiem".
Pozdrowienia
Basia
I ja czuję podobnie. Z Wyspowego brakuje mi m. in. właśnie Ciecienia (Cietnia, jak to się w końcu pisze ), Wierzbanowskiej, Pasma Jaworza i Sałasza i Łopienia. Mogielica to bajka, a dzięki wieży widokowej, to już w ogóle nie ma o czym mówić.Basia Z. pisze:A Beskid Wyspowy to tak ogólnie jedne z moich ulubionych gór
No nic, w każdym razie, czekam Basia na jakieś nowe relacje z Twoich stron
A póki co, zapraszam na moją stronę, gdzie w zakładce Beskid Wyspowy można znaleźć wycieczki na Ćwilin, Luboń Wielki, Mogielicę, Szczebel i Modyń.
Pozdrawiam serdecznie
zapraszam na moją stronę w całości poświęconą górskim fotorelacjom --> www.fotografie.nowytarg.pl
Konto na facebooku --> Lubię To
Konto na facebooku --> Lubię To
No to jeszcze jedna relacja z Beskidu Wyspowego, trochę już zwietrzała, bo z sierpnia ubiegłego roku.
W sierpniu pomiędzy jednym wyjazdem zagranicznym a drugim umówiłam się z koleżanką na wyjazd w weekend Beskid Wyspowy, aby przejść nieznaną mi wcześniej trasę Tymbark - Łopień - Mogielica - Polana Wały, przenocować na Wałach i zejść na Przełęcz Przysłop.
Taka trasa, z noclegiem na Wałach możliwa jest tylko latem, bo tylko latem czynna jest baza namiotowa. A i tak ciągle się słyszy, że mają ją zamknąć.
Pojechałam wcześniej, czyli około 16 do Krakowa, aby rozliczyć w "Wierchach" zakończony obóz, czekałam na koleżankę, która mieszka w Wilkowicach i musiała dojechać.
Następnie na RDA wsiadłyśmy do busa (już wcześniej nabitego ludźmi) i w pozycji stojąco-wiszącej pojechały przez Wieliczkę, Gdów i Łapanów do Tymbarku. Cala ta podróż była koszmarna, bo kierowca jechał "ile fabryka dała", ludzie na siebie wpadali, w dodatku przyszła burza i spadł ulewny deszcz. Na serpentynach pomiędzy Łapanowem a Tymbarkiem zastanawiałam się czy cało dojedziemy (tydzień później był w innym miejscu Polski ten tragiczny wypadek busa).
W końcu w ulewnym deszczu wysiadłyśmy w Tymbarku, zrobiły małe zakupy i poszły do PTSM, gdzie wcześniej telefonicznie zarezerwowałam nocleg. Nocleg kosztował tam 12 zł (z własnymi śpiworami). Zadzwoniłyśmy po panią, która musiała nam otworzyć. Schronisko było w trakcie remontu, byłyśmy w nim całkiem same, więc dostałyśmy klucz.
Wypiłyśmy po piwku, pogadały trochę i poszły spać.
Rano wstałyśmy około 8, zdały klucz i zwiedzając po drodze cmentarz wojenny w Tymbarku
wyruszyły w drogę.
Na Rynku w Tymbarku obaliłyśmy obowiązkowy soczek z Tymbarku i zjadły na ławce pod drzewem śniadanie.
Za miasteczkiem zaczęło się podejście na Łopień, nie takie bardzo strome, a przyjemne. Mimo tego, że zapowiadali burze cały czas była całkiem ładna pogoda. Tylko na samym szczycie Łopienia przez chwilkę nas pokropiło.
Spotkałyśmy kilka niewielkich grupek ludzi, z których jak się okazało połowa była moimi znajomymi z innych gór (nawet kogoś z kim byłam 2 lata wcześniej na Czywczynie).
Wczesnym popołudniem zeszłyśmy na Przełęcz Rydza Śmigłego, gdzie przekąsiłyśmy jakieś kanapki.
A to już widoczek bezpośrednio przed podejściem na Mogielicę:
Na samym szczycie byłyśmy około 18, tu już widoczki z wieży widokowej.
W kierunku Szczebla, Lubonia Wielkiego i Lubogoszczy:
W kierunku Pasma Łososińskiego:
No i Tatry :
Ale jasna cholera i tam dopadła nas polityka:
Zgodnie uznałyśmy że to już przesada. Co ma wspólnego Mogielica z tym co się stało ?
Zeszłyśmy na przepiękną Halę Stumorgową:
I ponieważ zbliżał się już wieczór
pospieszyły na Wały.
Jeszcze na trasie spotkałyśmy idący na szczyt Mogielicy obóz "Wiechów" (z powrotem na bazę wrócili dobrze po ciemku), a ten ostatni kawałek drogi dłużył się nam okropnie.
W końcu po dotarciu na Wały dostałyśmy herbatę, miejsce w namiocie i z przyjemnością się dowiedziałam, że jako przewodnik z "trójkątną" blachą nie muszę nic płacić za nocleg.
No i jeszcze się okazało, że aktualny bazowy jest bratem przewodnika, z którym 2 tygodnie wcześniej mój mąż prowadził wycieczkę na Kościelec.
Jedna mafia
Po długich rozmowach, około 2 w nocy poszłyśmy spać.
Rano wstałyśmy niezbyt śpiesznie i tylko zeszły przez Jasień i Myszycę na Przysłop
Akurat miał jechać bus, ale nie przyjechał. Stałyśmy na przystanku już ponad godzinę (na dodatek nie miały żadnego picia, a sklep był zamknięty), kiedy z domu obok wyjeżdżali samochodem jacyś starsi Państwo. Wobec czego podeszłyśmy i grzecznie zapytały czy nie podwieźliby nas przynajmniej do Mszany Dolnej.
Państwo jechali do Krakowa i zawieźli nas do Krakowa, a po drodze się okazało, że są emerytowanymi pracownikami naukowymi UJ, a ich wnuczka studiuje na tym samym wydziale co mój syn.
W sumie śmiesznie to jest jak dwie brudne i wymordowane baby idą na stopa (bo ich pewnie nie stać na autobus) a potem z rozmowy się okazuje że ich dzieci studiują na UJ lub w Londynie (syn mojej koleżanki)
Cały wyjazd uważam za wyjątkowo udany
Basia
W sierpniu pomiędzy jednym wyjazdem zagranicznym a drugim umówiłam się z koleżanką na wyjazd w weekend Beskid Wyspowy, aby przejść nieznaną mi wcześniej trasę Tymbark - Łopień - Mogielica - Polana Wały, przenocować na Wałach i zejść na Przełęcz Przysłop.
Taka trasa, z noclegiem na Wałach możliwa jest tylko latem, bo tylko latem czynna jest baza namiotowa. A i tak ciągle się słyszy, że mają ją zamknąć.
Pojechałam wcześniej, czyli około 16 do Krakowa, aby rozliczyć w "Wierchach" zakończony obóz, czekałam na koleżankę, która mieszka w Wilkowicach i musiała dojechać.
Następnie na RDA wsiadłyśmy do busa (już wcześniej nabitego ludźmi) i w pozycji stojąco-wiszącej pojechały przez Wieliczkę, Gdów i Łapanów do Tymbarku. Cala ta podróż była koszmarna, bo kierowca jechał "ile fabryka dała", ludzie na siebie wpadali, w dodatku przyszła burza i spadł ulewny deszcz. Na serpentynach pomiędzy Łapanowem a Tymbarkiem zastanawiałam się czy cało dojedziemy (tydzień później był w innym miejscu Polski ten tragiczny wypadek busa).
W końcu w ulewnym deszczu wysiadłyśmy w Tymbarku, zrobiły małe zakupy i poszły do PTSM, gdzie wcześniej telefonicznie zarezerwowałam nocleg. Nocleg kosztował tam 12 zł (z własnymi śpiworami). Zadzwoniłyśmy po panią, która musiała nam otworzyć. Schronisko było w trakcie remontu, byłyśmy w nim całkiem same, więc dostałyśmy klucz.
Wypiłyśmy po piwku, pogadały trochę i poszły spać.
Rano wstałyśmy około 8, zdały klucz i zwiedzając po drodze cmentarz wojenny w Tymbarku
wyruszyły w drogę.
Na Rynku w Tymbarku obaliłyśmy obowiązkowy soczek z Tymbarku i zjadły na ławce pod drzewem śniadanie.
Za miasteczkiem zaczęło się podejście na Łopień, nie takie bardzo strome, a przyjemne. Mimo tego, że zapowiadali burze cały czas była całkiem ładna pogoda. Tylko na samym szczycie Łopienia przez chwilkę nas pokropiło.
Spotkałyśmy kilka niewielkich grupek ludzi, z których jak się okazało połowa była moimi znajomymi z innych gór (nawet kogoś z kim byłam 2 lata wcześniej na Czywczynie).
Wczesnym popołudniem zeszłyśmy na Przełęcz Rydza Śmigłego, gdzie przekąsiłyśmy jakieś kanapki.
A to już widoczek bezpośrednio przed podejściem na Mogielicę:
Na samym szczycie byłyśmy około 18, tu już widoczki z wieży widokowej.
W kierunku Szczebla, Lubonia Wielkiego i Lubogoszczy:
W kierunku Pasma Łososińskiego:
No i Tatry :
Ale jasna cholera i tam dopadła nas polityka:
Zgodnie uznałyśmy że to już przesada. Co ma wspólnego Mogielica z tym co się stało ?
Zeszłyśmy na przepiękną Halę Stumorgową:
I ponieważ zbliżał się już wieczór
pospieszyły na Wały.
Jeszcze na trasie spotkałyśmy idący na szczyt Mogielicy obóz "Wiechów" (z powrotem na bazę wrócili dobrze po ciemku), a ten ostatni kawałek drogi dłużył się nam okropnie.
W końcu po dotarciu na Wały dostałyśmy herbatę, miejsce w namiocie i z przyjemnością się dowiedziałam, że jako przewodnik z "trójkątną" blachą nie muszę nic płacić za nocleg.
No i jeszcze się okazało, że aktualny bazowy jest bratem przewodnika, z którym 2 tygodnie wcześniej mój mąż prowadził wycieczkę na Kościelec.
Jedna mafia
Po długich rozmowach, około 2 w nocy poszłyśmy spać.
Rano wstałyśmy niezbyt śpiesznie i tylko zeszły przez Jasień i Myszycę na Przysłop
Akurat miał jechać bus, ale nie przyjechał. Stałyśmy na przystanku już ponad godzinę (na dodatek nie miały żadnego picia, a sklep był zamknięty), kiedy z domu obok wyjeżdżali samochodem jacyś starsi Państwo. Wobec czego podeszłyśmy i grzecznie zapytały czy nie podwieźliby nas przynajmniej do Mszany Dolnej.
Państwo jechali do Krakowa i zawieźli nas do Krakowa, a po drodze się okazało, że są emerytowanymi pracownikami naukowymi UJ, a ich wnuczka studiuje na tym samym wydziale co mój syn.
W sumie śmiesznie to jest jak dwie brudne i wymordowane baby idą na stopa (bo ich pewnie nie stać na autobus) a potem z rozmowy się okazuje że ich dzieci studiują na UJ lub w Londynie (syn mojej koleżanki)
Cały wyjazd uważam za wyjątkowo udany
Basia
Ostatnio zmieniony ndz 22 maja, 2011 przez Basia Z., łącznie zmieniany 1 raz.
- mefistofeles
-
- Posty: 17204
- Rejestracja: pt 25 cze, 2004
- Lokalizacja: Inowrocław
- Kontakt:
Nie pobładziliście na Łopieniu? My jak szliśmy tę trasę w drodze na pamiętny zlot w Rzekach to się na Łopieniu zamotaliśmy. Nawet nie wiem czy byliśmy na szczycie. Za to już za przełęczą kilkanascie metrów za nami drzewo zwaliło się na szlak.Basia Z. pisze:Tymbark - Łopień - Mogielica
Jeśli się boisz, już jesteś niewolnikiem!
Grzegorz Braun
Grzegorz Braun
Nie.mefistofeles pisze:Nie pobładziliście na Łopieniu?Basia Z. pisze:Tymbark - Łopień - Mogielica
Od Tymbarku szłyśmy bez szlaku trafiając tylko od czasu do czasu na jakieś nie zaznaczone na mapie szlaki rowerowe. A od szczytu (i stającego tam krzyża) już cały czas zielonym.
Zależało mi aby iść od Tymbarku aby przejść przez cały grzbiet Łopienia.
Zresztą ja chodząc po górach w ogóle mało się kieruję szlakami a bardziej mapą i ukształtowaniem terenu.
B.
- mefistofeles
-
- Posty: 17204
- Rejestracja: pt 25 cze, 2004
- Lokalizacja: Inowrocław
- Kontakt:
Z mapą w dłoni to ja chodzę właściwie zawsze, ale pewnie dlatego raczej się nie gubię.krzymul pisze:Ja raz w życiu pogubiłem się w górach, a w zasadzie u ich podnóża wracając z Doliny Bystrej Magistralą na parking do samochodu u wylotu Dol. Kamienistej - musiałem iść z mapą w dłoni.
Zresztą zależy co przyjąć za definicję "gubienia się".
Kilka razy w życiu zdarzyło mi się zboczyć z wyznaczonej samej sobie trasy od kilkuset metrów do kilkunastu kilometrów.
Czasem powodem było zagadanie się na szlaku, czasem - rzeczywiście trudny orientacyjnie teren i brak dobrej mapy.
Zawsze jednak po pewnym dłuższym lub krótszym czasie zaczynało "coś mi nie grać" - np. wg mapy miał być las, a tu lasu nie było, albo - to już ekstrema - po zejściu do doliny potok płynął w drugą stronę niż powinien wg mapy.
No to wtedy z mapą w ręce trzeba się było na podstawie ukształtowania terenu zorientować gdzie jestem - i wrócić na skróty na właściwą trasę (lub ewentualnie cofnąć się, jeżeli nie było to zbyt daleko).
W najbardziej hardkorowych sytuacjach skutkowało to przejściem tego dnia około 12 km więcej.
Nie wiem - czy to można nazwać "zgubieniem się".
Pozdrowienia
Basia