To z pewnością czas gdzie można zrobić mnóstwo wspaniałych rzeczy ...można zanurzyć się w mysiej dziurze ,
śmigać po wodzie, szaleć po niebie, wylegiwać na piachu...taaa ..
ta lista marzeń może być niezwykle długa, tyle , że nie dla mnie....
Majorka? Seszele? Nawet nie chce mi się patrzeć na mapę gdzie to jest

ale zacznę od końca , bo tak będzie prościej i łatwiej....
hmm..powiem tylko krótko : to były najdłuższe wakacje mojego życia ..pamiętam podobne jak skończyłam 9 lat ...
Ubiegłoroczna udana wędrówka po Niskich Taurach
skutecznie zachęciła nas w tym samym składzie (Zbyszek-mój mąż , Beatka i Artur-znajomi z Klubu Sportowego),
aby również i w tym roku połazęgować po Austrii.
Płynnie po autostradach i bez nieprzewidzianych przygód m.in
dzięki hasłom :
"jedziesz z niedozwoloną prędkością" i "przed tobą kontrola video" , docieramy do słynnego wśród narciarzy kurortu Mayrhofen,
krótka procedura meldunkowa i można wyjść na taras nasycić oczy widokiem na góry.
Prognozy pogody na najbliższe dwa dni były imponujące więc
decyzja była krótka : napieramy do góry .
Najeść i wyspać się to cele na najbliższe godziny.
Dzień pierwszy: celem jest szczyt Ahornspitze 2973
Słoneczne poranne przebudzenie i rogaliki śniadaniowe
układają się nie tylko na talerzach.
Trasa : 7,5 godz. Kolejką linową Ahornbahn wyciągamy się i pokonując 1,5 godzinny marsz docieramy do schroniska Edelhutte 2238 m temp 30 stop.;,
upał bez wiaterku

Od schroniska ok 2 godz pod górę

coraz wyżej

zatrzymałam się ..przysiadłam...blisko nieba


w zasięgu oka szczyt z krzyżem albo krzyż na szczycie

... na dół .. patrzę i nie patrzę ..jakoś przepaścisto ....
a tam... odwracam uwagę od swoich emocji i robię fotki kwiatuszkom


i już tylko godzinna wspinaczka na szczyt ..
jakieś klamry ..jakieś liny..



jesteśmy ! gdzie jak gdzie, ale pod krzyżem ..wielkie żarcie ....co za nawyki ...


zejście jak to zejście trzeba po prostu zejść
wkręcone silniczki z turbiką w odpowiednie miejsce
i w tempie :
2 godziny do schroniska i 0,5 godz sprintem do wyciągu -
zdążyliśmy na ostatnią kolej !
Nie uśmiechało nam się mozolne trzygodzinne zejście na dół przez las ...
ostatni tego dnia bardzo przyjemny rzut okiem

Dzień drugi : Torhelm 2464
Z założenia to miał być dzień lajtowy ..hmm...w upale 30 stop.;
wyszło 9 godz: sześć godzin do góry i trzy na dół ..
powiem mało ładnie i krótko a w zasadzie zacytuję Zb.:
" to była ładna napierdalanka "
ale po kolei : samochodem podjechaliśmy do Brandberg 1082 – na parking pod szkołą ,
trasą 513 dwie i pół godzinki przez łąki , ciekawostką i sporym zaskoczeniem dla nas było przejście szlakiem ,
który prowadził przez prywatną posesję tuż pod oknami mieszkańców ...jakoś nikomu to nie przeszkadza...ciekawe czy
w naszych realiach byłoby to możliwe ..

oraz kawałek półasfaltem doszlismy do schroniska Brandberger Kolmhaus

mozolna węrówka pod górę wynagradzała nam piękne widoki
wraz z wczorajszym widokiem na Ahornspitze
tyle , że szlak oznakowany kiepsko , znak drewniany przewrócony
a my jak błędni rycerze kręcimy się w kółko ,
idziemy dalej ..wspinamy się i jesteśmy na trawiastej niedużej półce

cicho i pusto , tylko my i góry ..bajka
nie wiem jak to jest , bo w tym miejscu mam tylko ochotę...
położyc się , posłuchać śpiewu ciszy i leżę

hmmm...Zb. coś wypatruje..., że też mu się jeszcze chce....


schodząc zauważamy oznakowanie na kamieniu


no cóż...

chociaż pozostał ogromny niedosyt ....
to niezwykle zadowoleni uzupełniamy płyny w niecodziennym towarzystwie ..

schodzimy a w zasadzie chwilkę stoimy w cieniu

wracamy tuż przed 21 i..obżeramy się kolacją z austriackimi daniami ,
ech..tak czy siak ...zamarzyła mi się do tego zimnego piwka ..
.polska golonka ...i kieliszek zmrożonej polskiej wódeczki ..

Trzeci dzień : Speicher Zillergrund
Do Doliny Zillergrund dojeżdżamy samochodem drogą B169,
która była niezwykle urozmaicona ..taa płatna prywatna 7,60 euro , przejeżdżamy przez tunel o dł 13 km , zostawiamy autko
na parkingu, dalej piechotka asfaltem 1,5 godz do tamy




spacerem po tamie

pogoda nagle załamuje się ..pada ..pada...leje..
spędzamy ciepłe chwile w sympatycznej atmosferze
przy dźwiękach harfy sącząc grzane wino ..też jest fajnie
niestety leje ;( i na parking wracamy autobusem
Czwarty dzień : w kierunku Schonbichler Horn (3134)
Drogą płatną (10 euro) przez Ginzling doliną Zemmtal, jedziemy jednokierunkowymi wąskimi tunelami zostawiając auto
na ostatnim parkingu Zamsgatterl (1782) , dojeżdżamy do jeziora Schlegeisspeicher .


Wzdłuż jeziora ok 1 godz i 1,5 godz ostro pod górę dochodzimy do schroniska Furtschagihaus (2293)


a po drodze ..jak to w Austrii

Schronisko czyściutkie , wstęp w kapciach , które do wyboru leżały na regaliku po wejściu do schroniska ,
my z kapci nie korzystaliśmy tylko z piwka


teraz ostro pod górę

mgła..mgła...

robimy foty i ..wracamy


coś nam ostatnio pogoda nie sprzyja ....

Piąty dzień : Wanglspitze (2420)
Dzisiaj jest od samego rana niedziela ..śniadanko w hotelu
bez zbytniego pośpiechu ..ciutkę może jeszcze by się pospało ...
Gondolą dojeżdżamy na Penkenbahn (1800 ) ,
a następnie krzesełkiem na 2000 mnpm

one leżą my idziemy 2,5 godz ..

idziemy


jesteśmy

jest lajtowo ...ot niedzielna wycieczka ...
czy ktoś widział moje sreberka..


Szósty dzień : Wimmertal
hmm..to jest ostatni dzień naszego pobytu ...i miało być pięknie ..
a jak było...na razie tak


no było ..przejście zasraną doliną ..mogłabym określić
bardziej elegancko , ale to przejście zostanie w pamięci
jako wymagające nie lada slalomowych umiejętności .
..nie było mowy o robieniu zdjęć bo trzeba uważnie patrzeć
pod nogi aby nie wdepnąć w g... strumyki, potoki, w ogromnej ilości



i czas na żarcie

wyruszając rano usłyszeliśmy , że w Tatrach spadł śnieg...
tutaj też "goniła" nas śnieżyca

Można by zapytać : jak było? No Boże , jak było? FanTaStyCznie!!
.... cudny jest świat ..i myślę sobie jaki mały jest człowiek wobec tych przestrzeni górskich.....
Raj na ziemi ....
i to by było na tyle póki co
