Tak właśnie jest, choć i tak działa to o niebo lepiej od dużych przedsiębiorstw państwowych, w których trzon dysydentów stanowią ludzie "zasłużeni", niekoniecznie zdający sobie sprawę z tego co robią. Myślę że kilku odpowiednich specjalistów z prawdziwego zdarzenia w zakresie zarządzania i ekonomii, zatrudnionych na kontraktach mogło by uzdrowić niejeden nierentowny zakład, tylko trzeba chcieć, a jak wiadomo, nikomu się nie chce, bo z założenia proces jest stosunkowo długotrwały, i trzeba czekać. Lepiej sprzedać, pieniądze roztrwonić, zrobić jeszcze dziurę budżetową i skończyć w Brukseli, jako wybitny fachowiec.mefistofeles pisze:Nawiasem - ten sam problem dotyczy wielkich spółek akcyjnych, gdzie własność jest rozmyta miedzy wiele podmiotów i prezes też jest jedynie nominatem.
A nie wiem, czy słyszałeś. Jakiś czas temu rząd wpadł na pomysł sprzedaży Azotów Police, niestety zakład jest niedochodowy i nie znaleziono nabywców, postanowiono więc sprzedać jedyny dochodowy zakład czyli Azoty Puławy. Kupiec podobno już był, niestety w związku z kryzysem się rozmyślił.
I tu męczy mnie jedno pytanie, po co sprzedawać tak duży zakład, który przynosi zysk ? Przecież koszt społeczny takiej decyzji (restrukturyzacja zatrudnienia, generowanie maksymalnie możliwych kosztów, wyprowadzanie kapitału za granicę) jest ogromny i w perspektywie czasu ma się ni jak do uzyskanych poprzez prywatyzację środków.
Przenosząc na grunt polityczny - pisze to całkowicie poważnie, mądra i rozsądna dyktatura mogła by nam wszystkim wyjść na dobremefistofeles pisze:Najlepiej zarządzane sa jednak firmy majace jednego właściciela.

Pozdrawiam
Jan