Między innymi Rysy.
Od strony Morskiego Oka ze względu na ekspozycję – dla mnie odpada, ale postanowiłam spróbować z Doliny Mięguszowieckiej.
No i udało się

Majestatyczny Wołowiec Mieguszowiecki.




Droga długa, dość mocno pod górę, ale bez specjalnych trudności.
Wreszcie ukazała się Chata pod Rysami.


Widoki z wyższych partii szlaku piękne, ale te z Przełęczy Waga mnie zaszokowały.
Wspaniale widoczny Ganek i Dolina Ciężka ze stawkami.
Bosko...
Trochę posiedzieliśmy, napasłam oczy, porobiłam zdjęcia i powoli ruszyliśmy dalej...a raczej wyżej...


Wysoka i Ciężki Szczyt na wyciągnięcie ręki...

Spodziewałam się, że nie będzie pusto, ale rzeczywistość przerosła moją wyobrażnię...
Po drodze tego jakoś nie odczułam, ale na szczycie...
No szczyt wszystkiego


Na słowackim tak samo, albo jeszcze gorzej.

Widziałam nawet rodzinkę z małą, może 6 letnią dziewczynką, szykującą się do zejścia na stronę Morskiego Oka

Ło Boże....
Najchętniej bym stąd zaraz zeszła, choć widoki wspaniałe..
Znalazłam sobie niżej miejsce (wszyscy musieli na szczycie) gdzie posiedziałam w miarę spokojnie i bez tłoku.
Mężowi trafiła się krótka chwila bez towarzystwa.
A poniżej widoczny tłum przy łańcuchach.

Na szczyt weszłam tylko po to, żeby zrobić pamiątkową fotkę.

Ten widok marzył mi się od zawsze, ale nie przypuszczałam, że go kiedyś zobaczę


Mięguszowieckie szczyty - takie małe z tej perspektywy....

Po dłuższej chwili odpoczynku


Przy łańcuchach oczywiście kolejka, no i trochę gimnastyki, ale ponieważ nie było pod stopami 300 metrowej otchłani, to nie miałam z nimi żadnych problemów.
Dopiero przy Żabich Stawach zrobiło się przyjemnie pusto.
Przepuściliśmy całe towarzystwo i potem w spokoju można było oglądać piękną Mięguszowiecką w promieniach zachodzącego słońca.

W miejscu, gdzie większość turystów odpoczywa, kręcił się chytrusek licząc na jakiś smaczny kąsek... i dostał oczywiście.

Zajrzeliśmy na chwilkę nad Popradzkie Pleso, nie umiem sobie odmówić tego widoku...
O każdej porze roku wspaniały.

Zmieniliśmy całe buty na sandałki, w których lekko i przyjemnie się dreptało po szosie na przystanek elektriczki.
Koło tego tego widoku też nie potrafię przejść bez uruchomienia aparatu


W czasie ubiegłego wyjazdu zabrakło czasu na wycieczkę do Doliny Hlińskiej.
Myślałam o przejściu przez Dolinę Koprową, Hlińską, Przełęcz Koprową do Mięguszowieckiej.
No niestety dostać się ze Szczyrbskiego Plesa do Trzech Studniczek wcześnie rano, bez swojego samochodu graniczy z cudem.

Po około 40 min. czekania zrezygnowałam i poszliśmy do Doliny Młynickiej, a potem na Bystrą Ławkę i przez Furkotną na Solisko,
gdzie podarowaliśmy sobie odrobinę luksusu (jesteśmy tego warci

Dolina Młynicka po raz kolejny – bez jednej chmurki na błękicie.
Piąty raz tam byłam i piąty raz taka sama pogoda, niesamowite...
Dopiero koło południa zaczęły się tworzyć obłoki do ozdoby krajobrazu.



Ale szpan w Młynickiej




Na ścieżkę wybiegł nam dosłownie pod nogi dorodny świstak, zszedł kilka metrów niżej i spokojnie posilał się trawą, od czasu do czasu patrząc, czy nie mamy zamiaru podchodzić za blisko. Staliśmy cichutko, a ja oczywiście złapałam za aparat.


Koło tego miejsca chyba nikt nie przechodzi obojętnie.

Po dość ostrym podejściu ukazała się tafla Capiego Stawu – pięknie....
Tu posiedzieliśmy dość długo na ciepłych kamieniach.
Na piargach pasły się kozice.

Zlustrowałam przez lornetkę dalszą część szlaku na Bystrą Ławkę....no, ale wymyśliłam wycieczkę po wczorajszych Rysach

Krótko mówiąc ostro do góry.
Ale za to jakie widoki....pokazał się przepiękny Kolisty Staw, a potem wszystkie inne..



Wyskrobalismy się nawet wg „mapowego” czasu i przelazłam przez tą „chudą przełączkę” po łańcuchach bez żadnego strachu.
Sama się żdziwiłam.....a potem podziwiłam...


A po drugiej stronie w Dolinie Furkotnej też wspaniałe oka wodne.
Wyżni Wielki Staw Furkotny


I Niżni Wielki Staw Furkotny.

A męża poniosło jeszcze na Bystry Przechód.

Zielona niższa część doliny i widoczne stąd Solisko.

Pokazał się też Krywań

Widoki z górnej trasy na linach



A Hlińskiej nie odpuściłam.
Trzeba było jechać swoim autkiem do tych nieszczęsnych Trzech Studniczek no i niestety wrócić tą samą drogą....
Trudno.
Pięknie widoczny tym razem Krywań.

I Koprowa w pełnym blasku słońca.



Z wielką nostalgią popatrzyłam na Zawory, gdzie chmary much w czerwcu nie dały nam spokojnie posiedzieć.
Nic to, mam zamiar tam jeszcze w tym roku zajrzeć.
Jesienią też będzie ładnie.

No i Hlińska, piękna, choć ostre słońce nie pozwoliło zrobić dobrych zdjęć moim aparatem bez filtrów.
Prażyło bez litości, ale za to pusto, cichutko, super.

Koprowy z tej strony tak łagodnie wygląda...


Powrót tą samą drogą nawet się nie dłużył.
Posiedzieliśmy przy wspaniałych, szumiących wodospadach




I nawet sama nie wiedziałam, co upolowałam …
Przepiękny motyl Apollo, za którym tak się naganiałam po Homolskich skałach w Pieninach..

Ani się nie obejrzeliśmy, a tu już Trzy Studniczki.


Wspaniała lajtowa wycieczka.
Kolejny dzień - niedziela, pochmurna i deszczowa.
Koło południa przestało padać i wypogodziło się nieco, ale gdzie tu iść o tej porze...chyba tylko na spacer na Hrebieniok.
Sporo ludzi wpadło na taki pomysł.
Na niebie chmurowe widowisko.


Na zakończenie spaceru ciekawy zachód słońca nad górami.


Ponieważ pogoda zrobiła się niepewna, wróciliśmy w poniedziałek do domu.
Nie na długo, bo za pięć dni znów byliśmy w Tatrach, tym razem w Zakopanym.
Było super

Ala
