
Ach co to był za weekend. Zjazd do Zakopanego w sobotę, a rano w niedzielę wskok w zimowe ubranko i taskanie ciężkiego plecaka do Murowańca. Takiego ładunku (z 20 kg) jeszcze nie dźwigałem na tej trasie. O dziwo poszło nawet dość łatwo z czego pod koniec trasy byłem dumny i dowartościowany

Godzinka odpoczynku i jaazda na Zawrat. Drogę na Czarny Staw Gąsienicowy po raz pierwszy musiałem odbyć dołem po grzędzie poniżej pomnika Karłowicza, ponieważ cała była zasypana śniegiem oraz dwoma niedużymi lawinkami w poprzek. Patrząc na to musiałem stwierdzić, że Karłowicz miał wyjątkowego pecha. Wychodząc na Zmarzł Staw prawie się zderzyłem z Dębsiem i jego kursantami. Ale zbieg okoliczności



Drugi dzień zryw, kontemplacja typu "gdzie jestem i co tu robię" czyli wspominki dnia poprzedniego. Świnica ... krótki rzut oka za okno i okazuje się, że pogoda jest ideeealna. Przepakowanie, jedzenie, start. Na Beskidzie doganiamy Kazika (Kilimandżaro) z kursantami. Beskid, jedna Turnia, druga Turnia i .. Świnica ukazuje swoją potęgę, więc "podjarani" schodzimy na przełęcz pod Świnicą. Z przełęczy ostro w górę po śniegu około 300 metrów. Nie powiem, że nie robiłem w gacie, ale bardziej przy schodzeniu niż wychodzeniu. Wyjść się udało, zejść też, sukces był niemalże "zajebiście wielki". To wszystko jak się potem okazało na jednej butelce mineralnej. Zeszliśmy z przełęczy Liliowe przy trójce lawinowej. Zaiście skrót dobry, ale jednak nieprzemyślany, zwłaszcza, że w tym roku zasypało tam człowieka. Przy wchodzeniu do schroniska miałem już myśli o wypiciu 30litrowej beczki wody albo czegokolwiek "innego". Wieczorem spotkaliśmy na sali Krzyśka Tretera z kursantami, który opowiedział nam jak to jest spodziewać się lawiny i co się dzieje w trakcie niespodziewanej

Wtorek - Kościelec. Zaczęło się nawet ciekawie i fajnie. Dotargałem zadek do przełęczy Karb, przezbroiłem się w raki i czekan i jaaazda. Za jakieś 100-150 metrów wymiękłem. Nadeszła taka mgła, że na 30 metrów ledwo było widać, a dotarłem do trawersu na dość ostrej ścianie. Śniegu było może z 10-20 cm - wywiało wszystko, nie było o co zaczepić czekana. Nawet jakbym się gdzieś niżej na dole zatrzymał to kompletnie nie wiedziałbym, gdzie się znajduję i dokąd się czołgać. Decyzja o wycofaniu "Nie było sensu ryzykować, odcinek nr 2".
Środa, dzień powrotu, krótki wypad pod kolejkę, powrót z przygodnym towarzyszem wyprawy - młodym psiakiem, którego kompletnie nie ruszało, gdzie się znajdował. A wiało momentami przeraźliwie, było duże zachmurzenie i dość niemiły opad śniegu z lodem tnącym po twarzy. Trzeba było schodzić w rakach do granicy lasu. I tak to wszystko się zakończyło ...
http://atutu.host247.pl/?cmd=fullalbum& ... la/&var2=0