Na złość Jankowi. :-)

Także o noclegach, mapach, pogodzie, literaturze...
ODPOWIEDZ
lucyna

-#5
Posty: 555
Rejestracja: ndz 06 maja, 2007

Post autor: lucyna »

Izabela pisze: Przyczyn zahamowania jego wzrostu upatruje się w np. w promocji turystycznej innych regionów kraju. I stąd pewnie niepokój Lucyny ;-)
Tak, udało nam się wypromować Bieszczady. Jesteśmy na drugim miejscu. Mimo tego, że wiosną tego roku przyjechało mniej gości niż w ubiegłym roku to jednak obawiam się rozwoju turystyki masowej. W Bieszczadach są ludzie, którzy pragną drugiego Zakopanego. Mają pieniądze, chcą je inwestować. Możemy się bronić przed zabetonowaniem naszych górek ale nie powstrzymamy nazwijmy to rozwoju.
Awatar użytkownika
mefistofeles

-#10
Posty: 17204
Rejestracja: pt 25 cze, 2004
Lokalizacja: Inowrocław
Kontakt:

Post autor: mefistofeles »

Tak, udało nam się wypromować Bieszczady. Jesteśmy na drugim miejscu.
juz was nie lubię ;)
Jeśli się boisz, już jesteś niewolnikiem!
Grzegorz Braun
lucyna

-#5
Posty: 555
Rejestracja: ndz 06 maja, 2007

Post autor: lucyna »

Wiem o tym. :D
Awatar użytkownika
mefistofeles

-#10
Posty: 17204
Rejestracja: pt 25 cze, 2004
Lokalizacja: Inowrocław
Kontakt:

Post autor: mefistofeles »

serio mówię - przez taką promocję w lipcu-sierpniu polskie góry są dla mnie spalone.
Jeśli się boisz, już jesteś niewolnikiem!
Grzegorz Braun
lucyna

-#5
Posty: 555
Rejestracja: ndz 06 maja, 2007

Post autor: lucyna »

Ja także jestem poważna. Zapraszam w Góry Sanocko-Turczańskie, na szlaki Beskidu Niskiego. Mogę Ci zagwarantować ciszę, spokój, wędrówkę po bezludnych okolicach. Są także takie miejsca w Bieszczadach, gdzie nie ma "żywego ducha". Czasami przejdą "chaszczaki" albo jakiś ludzik z blachą.

PS.
Jeżeli ktoś z Was jest zainteresowany mapami Ruthenusa, folderami to proszę o kontakt na pw. Mam 3 komplety do rozdania.
Awatar użytkownika
mefistofeles

-#10
Posty: 17204
Rejestracja: pt 25 cze, 2004
Lokalizacja: Inowrocław
Kontakt:

Post autor: mefistofeles »

wiem o tym. Mimo to najciekawsze rzeczy (połoniny) są juz zadeptane. Oczywiście przemwia tu mój egoistyczny interes, ale sama pisałas, że odmówiłas jakiejs grupie. Czy naprawdę warto zachęcać ludzi do gór na siłę?
dlaczego ja mam sie kryć przed wycieczkami? Mam wrażenie, ze postepuje proces wyganianai z gór ich 'gospodarzy'. My, turyści, wygoniliśmy zwierzęta. Nas wyganiają wycieczki. Wycieczki zostaną zas wygonione przez biznesmenów stawiających restauracje, hotele etc.
Jeśli się boisz, już jesteś niewolnikiem!
Grzegorz Braun
Awatar użytkownika
Izabela

-#7
Posty: 3578
Rejestracja: czw 27 sty, 2005

Post autor: Izabela »

Mefi napisał
Wycieczki zostaną zas wygonione przez biznesmenów stawiających restauracje, hotele etc.
- to dla kogo oni będą stawiać te restauracje i hotele? Mefi, to teraz być może rozumiesz co musiała czuć elitarna turystyka, gdy im się pod bokiem masowa zaczęła rozwijać?
:D
Pozdrawiam
Izabela
Awatar użytkownika
mefistofeles

-#10
Posty: 17204
Rejestracja: pt 25 cze, 2004
Lokalizacja: Inowrocław
Kontakt:

Post autor: mefistofeles »

Izabela pisze:to dla kogo oni będą stawiać te restauracje i hotele?
dla wczasowiczów. Którzy wjadą samochodem/kolejką -latem się poopalać a zimą pozjeżdżać an nartach i będą mieli gdzieś przyrodę dookoła.
Jeśli się boisz, już jesteś niewolnikiem!
Grzegorz Braun
lucyna

-#5
Posty: 555
Rejestracja: ndz 06 maja, 2007

Post autor: lucyna »

Niestety, Mefisto ma rację.
Awatar użytkownika
Janek

-#10
Posty: 19437
Rejestracja: wt 26 kwie, 2005

Post autor: Janek »

Nie odpowiadałem dotąd Włóczędze bo wpierw wydawało się, że temat nikogo nie obchodzi a potem jak już „ruszył” to chciałem poczekać na wyniki.
Po pierwsze to chciałbym powiedzieć, że absolutnie nie jestem w opozycji do tego co napisał Włóczęga. Jestem absolutnie z nim zgodny co do tego, że mało jest rzeczy tak wspaniałych jak wschód słońca nad Morskim Okiem czy w Dolinie Pięciu Stawów by ograniczyć się tylko do polskiej części. Jest rzeczą oczywistą, że aby to zobaczyć trzeba tam być a ponieważ po nocy chodzić nie wolno bo TPN zabrania (a i misie też mają coś do powiedzenia) to trzeba spać w schronisku. Właśnie – SPAĆ! I proszę mi tak z ręką na sercu powiedzieć jaki procent z tych śpiących zrywa się przed świtem aby ten cud natury obejrzeć? Jeden, może dwa, góra trzy, reszta śpi mniej lub bardziej wygodnie i ma romantyzm wschodów słońca w głębokim poważaniu. Zaryzykowałbym natomiast stwierdzenie, że znacznie większy jest procent tych co będą mieli kłopot z wstaniem w ogóle bo trochę za wiele pewnego żłotego płynu wieczorem skonsumowali. Mogę też zapewnić (znam z autopsji), że wschód słońca nad morzem jest podobnie piękny i romantyczny i mimo znacznie większej ilości potencjalnych „oglądaczy” (w samym Mielnie i sąsiednich Uniestach to około dziesięć tysięcy ludzi albo i więcej) ileś tych czcicieli wschodu słońca jest podobna co w Tatrach to znaczy, że nie ma ich prawie wcale. Dajmy więc sobie spokój z tą romantyczną teorią konieczności istnienia schronisk.
Kolejny argument podnoszony przez piewców romantyzmu to rzekomy „nastrój” schroniska, rozumiem, że mowa tu o „dobrym” nastroju bo wszak może być i nastrój „zły” czy zgoła „fatalny”. Kto tworzy nastrój – mury albo może tabliczka nad wejściem. Nie, nastrój tworzą ludzie, którzy w danym obiekcie (straszne słowo ale bark lepszego) bywają i ci, którzy nim zarządzają i tam pracują i może to być nastrój zarówno dobry jak i zły. Przy takim zdefiniowaniu lokalizacja staje się rzeczą drugorzędną a nawet powiedziałbym, że zupełnie niezależną. Dobry nastrój może bowiem być zarówno w schronisku jak i w kwaterze prywatnej, tej wytwornej i tej prawie i górala na sianie (chyba już takich nie ma ale ja jeszcze pamiętam). No i tu powiem jedno – prędzej tego oczekiwać można właśnie na kwaterze. Dlaczego? Bo kwaterodawca wie, że jak klientowi nie będzie się podobać to klient nie wróci a pewności, że trafi się inny nie ma a w każdym razie jest ona znacznie mniejsza niż w schronisku bo tak kierownik (właściciel, dzierżawca itp.) WIE, że w określonych miesiącach ma 100% frekwencji a nawet więcej bo jeszcze chałturzy podłogą. Z ekonomii wiadomo, że absolutna pewność sprzedaży towaru odbija się natychmiast na jego jakości (ci co byli dorosłymi przed 1989 rokiem znają to aż za dobrze). Poza tym w dziedzinie kwater dzieją się zjawiska pozytywne – np. mój gospodarz słowacki nie tylko przesyła mi mailem życzenia noworoczne ale gdzieś tak w kwietniu przypomina o swoim istnieniu i zapytuje kiedy i na jak długo znowu zawitam – klientów, którzy nie robią gnoju na kwaterze i w dodatku siedzą minimum 10 dni albo i lepiej się ceni (mam nadzieję, że Dagomar to potwierdzi). Jeden z moich kolegów prowadzi tzw. agroturystykę na pojezierzu brodnickim. Piszę tzw. bo on tam, żadnego gospodarstwa nie ma. Za to ma żaglówkę, łodzie, kajaki a z okna prawie można spiningować. No i dopracował się tego, że ma praktycznie komplet stałych klientów na co najmniej pół roku i to on teraz ich dobiera pod kątem tego, aby im było dobrze i innym z nimi było dobrze. Takie miejsca przed wojną i w pierwszych latach powojennych były w Zakopanem i okolicy i wg. posiadanych informacji takie miejsca tam znowu powstają albo już są (i tu jak sądzę Izabela mogłaby to potwierdzić). W schroniskach doboru „towarzyskiego” nie ma i nic nie wskazuje na to aby on zaistniał.. Jak podano to w lipcu było w TPN (kupiło bilety) ok. 500 tys. pasantów, w sierpniu ta cyfra prawdopodobnie wzrośnie do ok. 700 tys. osób i bywały dni, że biletów na Palenicy sprzedawano ponad 30 tysięcy dziennie a nie schodziła ta ilość poniżej 12 tys. osób. Znakomita ich większość chce coś zjeść lub wypić w schronisku w Morskim Oku – jeśli ktoś z Państwa coś wie o restauracji mającej renomę dobrej restauracji i która zarazem obsługuje od 12 do 30 tysięcy osób to prosiłbym o informację bo takie „cudo” warto odwiedzić. Przy takiej ilości funkcjonować może tylko obskurna garkuchnia. Mam pytanie – czy garkuchnia jest w stanie zapewnić dobry nastrój? W Kościeliskiej, Chochołowskiej czy Murowańcu jest podobnie choć ludzi mniej. Przedwojenny projektant Murowańca gdyby żył to by pewnie natychmiast padł z wrażenia gdyby się dowiedział ile to osób ma obsłużyć zaprojektowana przez niego kuchnia (a jest ona dokładnie taka sama jak przed wojną). O ilości yzw. „oczek ustępowych” wolę już nie wspominać – przypominam o tym niejako „z urzędu”.
O tym „nastroju” wobec powyższego należałby raczej nie wspominać to kolejny mit jak osławiona jakość szarlotki – używając przez moment „języka” Jacusia Kurskiego – „ciemny lud to kupi”. Słynna szarlotka narodziła się kiedyś w Pięciu Stawach za gazdowania pani Marii Krzeptowskiej, w czasach gdy jedyną konkurencją w jadłospisach był budyń i kisiel – już wtedy daleko jej było do szarlotki mojej mamy a w dodatku w miarę narastania mitu zwiększała się jej cena przy równoczesnym spadku rozmiaru w cm kwadratowych – wszystko w zgodzie z prawami ekonomii.
Czy ów osławiony „nastrój” kiedykolwiek istniał? Owszem, pamiętam to z moich młodych lat. Za czasów „gazdowania” w Murowańcu pana Ryszarda Drągowskiego i poprzedników oraz pani Marii Krzeptowskiej w Pięciu Stawach. W Roztoce był on za czasów pana Pawła Vogla, niestety po nim już za młodego Krzeptowskiego było znacznie gorzej, w Morskim Oku już on nie istniał – zbyt dużo autobusów zwoziło pracownicze wycieczki, odradzał się wieczorami, szczególnie na werandzie. Czy tylko zależał od osoby zarządzającego? W dużym stopniu tak ale nie tylko – również i od tych co mieszkali. Były to jednak czasy, że dobór tych mieszkańców był taki, że można było spokojnie wszystko co wartościowe zostawić w plecaku na łóżku i pójść na cały dzień w góry – nikt nic nie ukradł. Upraszam znowu o szczerość – czy jest tak dzisiaj? Chyba nie. Co dziwniejsze i może nawet zabawniejsze – nie znane było w tych czasach zjawisko „podłogi” jako równoprawnego miejsca do spania i co więcej – nikt się nie mógł uskarżać, że przybywając z obiektywnych powodów późnym wieczorem do schroniska nie został przygarnięty. Wrócę jeszcze do tego. No i jeszcze jedno – Iza się tu rozpływa nad wygodnymi łóżkami w Murowańcu i kabinami prysznicowymi z ciepłą wodą. W tych czasach, które wychwalam, czyli czasach p. Ryszarda Drągowskiego, łóżka były skandaliczne, szczególnie w tzw. „trumnie” a ciepła woda w prysznicach trafiała się czasami na jakieś 5 do 10 minut, chyba przez pomyłkę, kąpać to się chodziło do Domu Turysty jak się schodziło po żarcie do Zakopanego (tzw. ZKP czyli – zakupy, kąpiel i Poraj czyli wyżerka a potem ostatnią kolejką na Kasprowy i w dół). A mimo to nastrój był, nie tak jak teraz gdy jest to jak słusznie zauważyła Lucyna – kiepski hotel z cenami nieadekwatnymi do jakości usługi.

O jedno mam żal do Włóczęgi – napisał, że zwalczam i wyśmiewam weekendowe wyjazdy dwudniowe w Tatry. Po pierwsze to nonsens bo zwalczanie czegokolwiek bez siły sprawczej aby to wyeliminować jest zwykłą stratą czasu. Podobnie zresztą z wyśmiewaniem – owszem, język mam czasami ostry i nazywam rzeczy po imieniu ale do wyśmiewania to daleko. Powiem jednak inaczej – jeśli się odbiera krytykę jako wyśmiewanie to być może jednak jest się z czego śmiać. Wracając do rzeczy – nigdy w trakcie swych dorosłych lat nie mieszkałem bliżej Tatr niż w Poznaniu, potem jeszcze dalej bo w Koszalinie. Dla mnie taki wyjazd po prostu ze względów logistycznych jest niemożliwy a w zasadzie bez sensu. Aby to udowodnić odmłodzę się trochę i przyjmijmy, że nadal jest zawodowo czynny, pracuję od godz. 8 do 16 a mój szef nie ma zrozumienia dla tatrzańskich pragnień oraz nie ma zrozumienia dla dłuższych urlopów co jest zawsze podkreślane przy wszystkich takich dyskusjach.
Tak więc mogę się bez wzbudzenia gniewu szefa urwać w piątek o godzinę wcześniej z roboty i wrócić w poniedziałek o godzinę później. No i właśnie – w piątek o 16:05 mam pociąg tylko z jedną przesiadką w Tczewie i po przejechaniu 1069km w imponującym czasie 18:16 godzin (w czasach zaborów pociągi chodziły szybciej) jestem o 10:21 w Zakopanem i ok. 1.5 godziny później w Murowańcu lub po jakiś 4 godz. w Pięciu Stawach czy Morskim Oku. Jeśli pójdę do Murowańca to jeszcze zdążę na Kościelec, jeżeli do Piątki czy Moka to najwyżej jakiś spacerek po okolicy. Oczywiście przy założeniu, że jechałem wagonem sypialnym lub kuszetką bo inaczej to po 18 godzinach na siedząco to jestem „zmięta ścierka” a nie turysta górski. Następnego dnia najpóźniej o 15:50 muszę wyjechać z Zakopanego aby w poniedziałek nie spóźnić się do roboty więcej niż tą godzinę. Trochę mało czasu aby pójść gdzieś na porządną trasę a jeżeli już to z duszą na ramieniu, że coś się zdarzy i pociąg mi ucieknie (w dodatku razem z rezerwacją i dopłatą na sypialny lub kuszetkę bo przecież następnego dnia muszę pracować a szef nie toleruje zasypiających przy robocie). Cała ta zabawa mnie kosztuje 180 lub 160 zł w tamtą stronę oraz 220 lub 200 z powrotem (w zależności od tego czy sypialny czy kuszetka) czyli łącznie 400 lub 360 złotych. W pociągu spędzę ogółem 34 godziny natomiast w górach 30 godzin, łącznie z noclegiem. Bardzo przepraszam ale moja miłość do gór nie jest i nigdy nie była aż tak wielka aby się tak maltretować. Zdaję sobie sprawę, że mój przykład jest z uwagi na moje miejsce zamieszkania dość ekstremalny ale spokojnie można tu powiedzieć, że dla co najmniej połowy Polski jest on podobny lub zbliżony.
W wariancie samochodowym jadę ok. 12 godzin (740 km w jedną stronę). Wyjeżdżając o 16 w piątek jestem o czwartej rano w sobotę w Zakopanem czyli w porze „dupowatej”, w dodatku nie wyspany. Następnego dnia muszę wyjechać najpóźniej o 20-ej z Zakopanego i oczywiście jestem do niczego w robocie. Benzyna będzie mnie kosztować około 430 złotych. Jeśli będę jechał sam to nie ma kalkulacji, przy dwóch osobach już jest.
Wracając do kosztów – w domu się też je ale można oszacować, że łącznie z nawet najtańszym noclegiem to przez te dwa dni wydam ponad normę jakieś 80 do 100 złotych czyli cały wyjazd kosztuje mnie średnio od 440 do 500 złotych. Niektórzy tu twierdzą, że jak tak sobie nie wyskoczą te 7 do 10 razy w roku to życie traci dla nich wszelki sens. Trochę zapominają, że kosztuje to ich od 3500 do 5000 złotych. Dużo to czy mało to kwestia kogo na ile stać. Chciałbym jednak tu zauważyć, że Koszalina do Cortiny d’Ampezzo jest ok. 2500 km w obie strony (czyli zaledwie o 1000 km więcej od trasy do Zakopanego tam i z powrotem) i o ile pojadę tam w cztery osoby w samochodzie i koszta się rozłożą to koszty benzyny plus jeden nocleg w każdą stronę wyniesie ok. 450 złotych czyli mniej niż jeden weekend. Za resztę spokojnie tam spędzam ok. 10 do 14 dni specjalnie nie oszczędzając. Podobnie zresztą i w Zakopanem czy na Słowacji. Jadąc raz a dobrze (lub góra dwa dla tych co „muszą” w zimie) wydajemy pieniądze na pobyt w górach a nie na bilety w PKP lub benzynę na stacji benzynowej.
Oczywiście ktoś tu może powiedzieć, że moje obliczenia trochę się zmieniają w przypadku tzw. długich weekendów. Na pewno tak ale nie wolno zapominać, że właśnie w owe dni pół Polski ogarnia amok podróży, na drogach robią się korki a załatwienie rezerwacji w pociągu może być trudne o ile się tego nie zrobi z odpowiednim wyprzedzeniem. W dodatku są to właśnie te dni, w których do Morskiego Oka przychodzi nie te „normalne” 5 do 12 tysięcy luda ale od 20 do 35 tys. (w innych miejscach mniej ale też za dużo) co samo w sobie prowadzi do wniosku aby w tym czasie Tatry omijać jak miejsce w którym właśnie wybuchła epidemia dżumy, cholery lub czarnej ospy lub wszystkich trzech naraz.

Tak więc, drogi Włóczęgo – może dla Ciebie wyjazd z Warszawy na dwa dni ma sens a już na pewno jest dużo tańszy, to jednak dla mnie i dla wielu innych tego sensu nie ma lub jest nas zwyczajnie na to nie stać. I nie ma tu nic do rzeczy większa lub mniejsza „miłość” do Tatr i wzdychanie do gwiazd na tatrzańskim niebie nad Mięguszowieckim. To jest to właśnie ta kalkulacja nakładów i efektów oraz procent udziału kosztów nieprodukcyjnych w stosunku do produkcyjnych, który to ekonomiczny żargon tak ubawił bodajże TomkaI. A ten rachunek jest prosty – jeżeli cały wyjazd na dwa dni kosztuje mnie 500 złotych a w tym 400zł to bilety to jest 80% kosztów nieprodukcyjnych. Jeżeli pojadę na 10 dni i koszt dziennego pobytu wyniesie mnie np. 100 zł to łącznie z przejazdem kosztować to mnie będzie 1400 zł ale te koszty nieprodukcyjne wyniosą już tylko ok. 28%. Jest różnica czy nie?

Na koniec jeszcze raz o „podłodze” czyli „gleboznawstwie”. Każdy kto choć trochę zna Tatry Polskie zgodzi się ze mną, że to mydlenie oczu o statutowym obowiązku przygarnięcia tzw. „spóźnionego turysty”, który nie jest w stanie przed zapadnięciem zmroku dostać się do siedlisk ludzkich, w których może uzyskać nocleg jest zwyczajną nieprawdą a przypadki takie tak naprawdę to można policzyć na palcach w trakcie miesiąca. To jest zwyczajne zwiększanie sprzedaży usług i to kosztem tych co zadali sobie trud aby zapewnić sobie normalne miejsce. „Gleboznawcy” są tu skłonni powoływać się na tzw. „solidarność turystów”, że to niby każdy chce się przespać by następnego dnia ruszyć na szlak i podobne bajeczki. Takie coś to jest ale nie w Tatrach ale Alpach czy podobnych górach i wysoko w górach są tam takie schrony, które zapełniają się do granic geometrycznej pojemności. Natomiast w tamtejszych schroniskach „hotelowych” jest to rzecz nieznana (tam nawet własnego żarcia nie pozwolą spożyć przy stoliku w schroniskowej (hotelowej) restauracji.
Wiem a raczej przypuszczam, że sporo osób z naszego grona, szczególnie tych co mają dalszy dojazd korzysta w pociągu z wagonu sypialnego lub kuszetki. Wiadomo też, że często bywa tak, że tych miejsc nie dla wszystkich starcza i ci dla których tych miejsc zabrakło muszą się męczyć w zwykłych wagonach, często na stojąco w korytarzu. No i co byście państwo powiedzieli na to gdyby konduktor zaczął za pół ceny sprzedawać podłogę w waszych wagonach lub zgoła wam wpychał ludzi do łóżka? No, gdyby to były osoby płci odmiennej, młode i atrakcyjne to może by się ktoś pokusił na takiego nadprogramowego lokatora ale w większości przypadków pokazano by konduktorowi tzw. gest Kozakiewicza i to mimo wzruszających opowieści, że ci ludzie jadą w góry i też chcą się przespać a szczęśliwi posiadacze łóżek powinni ich zrozumieć. Tylko by się roześmiano bo każdy by uważał, że zapłacił i może oczekiwać odpowiedniego komfortu usługi. W schroniskach natomiast jest odwrotnie – wymuszona „solidarność” działa i ten co zapłacił pełną opłatę ma ten komfort znacznie ograniczony. W jaki sposób? Kto choć trochę się orientuje w projektowaniu obiektów typu hotelowego ten wie, że wszystko jest obliczone w stosunku do ilości osób i jeśli nie ma łazienek i ubikacji w pokoju to misi być ich określona normą ilość stanowisk ogólnie dostępnych czyli tyle to a tyle umywalni, misek ustępowych, pisuarów oraz kabin prysznicowych aby zapewnić w miarę niekonfliktowe z nich korzystanie. Tymczasem kierownictwo schroniska potrafi na podłogę upchać drugie tyle albo i więcej podłogowiczow i w ten sposób do wszystkiego się czeka drugie tyle czasu albo i lepiej. O naruszeniu przepisów p.pożarowych grożących życiu gości hotelowych lepiej nie mówić a także o tak prozaicznej rzeczy jak dotarcie w nocy do kibelka. Kto jest beneficjentem tych praktyk, owszem glebowicze też ale najbardziej właściciel lub dzierżawca, który każdego dnia zgarnia kupę szmalu za podłogę. Przepisy regulujące działalność hotelarską a obowiązują one również w schroniskach przewidują sytuację w których może wystąpić obniżenie standardu ale to musi się wiązać z OBNIŻENIEM ceny za usługę. Jeżeli więc np. zgodnie ze standardem danej kategorii w pokoju powinno być sprawne radio oraz np. szklanka i mydełko a ich nie ma to recepcja powinna mi obniżyć cenę za nocleg. No to się pytam czy ktokolwiek słyszał aby ludziom „z pokoi” w schronisku zwrócono pieniądze za to, że napchano gleboznawców i ludzie, którzy zapłacili pełną cenę drepczą teraz nerwowo przed drzwiami kibla okupowanego przez gleboznawców, którzy bardzo często mają na niego zapotrzebowanie ponadstandartowe z racji zwiększonego zużycia pewnych napojów zbliżonych kolorem do tego co się w tych kibelkach wydala. Nie, nikt na pewno nie słyszał i właściciele lub dzierżawcy schronisk ciągną forsę bez żadnych ograniczeń mimo obniżenia standardu. Jeżeli w sklepie jest sprzedawane coś poniżej jakości to inspekcja handlowa jak to nakryje to soli kary aż brzydko. Jeśli w kawiarni podaje się kawę z połowy ilości surowca a nie tyle co w recepturze to inspekcja handlowa też soli kary. No to znowu się pytam – czy ktoś kiedykolwiek widział inspekcję handlową w schronisku? Nie, bo za daleko i za wysoko i samochodem nie idzie dojechać. Podejrzewam natomiast, że dzieje się coś o czym wczoraj pan premier w orędziu do poddanego mu ludu mówił choć za pewnie nie schroniska miał na myśli i predzej Kościelec się rozsypie do Czarnego Stawu niż CBA pojawi w Murowańcu lub Morskim Oku.

Nie pamiętam, w którym to roku było ale pamiętam, że w pewnym momencie „gleboznawcy” pojawili się w schroniskach, każdy z statutem PTTK w ręku i jęli wymuszać swój proceder. Podłogi im nie udostępniono ale złodziejska organizacja o nazwie PTTK zwietrzyła interes. Gwoli przygarnięcia „spóźnionych turystów” zaczęto stawiać przy schroniskach wielkie namioty wojskowe. Oczywiście kibli i łazienek w tych namiotach nie było. No i wtedy podjąłem decyzję, że PTTK mnie rolować nie będzie nie mówiąc już o tym, że publika namiotowa była raczej tego rodzaju, że człowiek nie mógł nawet na moment rozstawać się ze swoim dobytkiem. Przeniosłem się wtedy do kwater lub na Słowację, gdzie zaraza nie dotarła. Tu się pisze często brzydkie rzeczy o Slieskim Domu lub Chacie nad Popradzkim Stawem. Owszem, piękne nie są ale spędziłem w nich wiele miłych dni. Z wiekiem człowiek staje się wygodny i pozostały już tylko kwatery tak więc cała ta dyskusja ma dla mnie już tylko wymiar teoretyczny. Niedługo i to się skończy i stanę się już stuprocentowym teoretykiem – taka jest rzecz kolejność. Wy, młodzi, pozostaniecie jednak z tym całym burdelikiem, który w dużym stopniu sami wygotowaliście – ale też przyjdzie dzień, w którym zacznie wam on doskwierać i wtedy być może wspomnicie – cholera, ten stary nudziarz miał wiele racji. W związku z powyższym, życzę Wam abyście m.in. dla dobra środowiska naturalnego Tatr możliwie szybko się postarzeli. Pocieszam się też, że nie będziecie mieli zbyt wielu następców – społeczeństwo mimo wszystko staje się coraz bardziej zamożne i coraz więcej będzie takich, którzy zamiast wchodzić po raz osiemnasty na Kościelec będzie wolało pojechać w rozmaite gory, których w Europie nie brakuje. Już nas widać w Alpach i Dolomitach a ostatnio zaczęła się moda na Karpaty od Gorgan poczynających i bardzo często to są właśnie te góry, których poszukujemy – pustawe, dzikie ale pozwalające przeżyć wielką przygodę, tą przygodę, którą w Tatrach już dość dawno szlak trafił. No i wtedy w Tatry już nie będzie trafiać w lipcu i sierpniu po 500 tysięcy turystów, co daj Boże, amen!

PS.
Ciekawe kto też to przeczyta. Dawno już nie popełniłem podobnie długiego tekstu.
Awatar użytkownika
andy67

-#8
Posty: 9509
Rejestracja: sob 20 maja, 2006
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: andy67 »

Przeczytałem - trochę się zgadzam a trochę nie.
W Tatry jeżdżę na długo (3 tygodnie i więcej),średnio długo (tydzień-dwa) i na krótko (2-5 dni). Każdy sposób ma swój urok.

Ps. Jak już pisałem tutaj nieraz tzw. schroniska w Tatrach uważam za zbędne.
Zresztą co to za "schroniska górskie" do których można samochodem (i to nawet nie terenowym) dojechać - nie licząc Piątki oczywiście :)
Każdemu jego Everest...
lucyna

-#5
Posty: 555
Rejestracja: ndz 06 maja, 2007

Post autor: lucyna »

Przeczytałam. Mądrze gadzasz. ;)
Awatar użytkownika
Janek

-#10
Posty: 19437
Rejestracja: wt 26 kwie, 2005

Post autor: Janek »

Zapomniałem jeszcze o jednym. Turysta(a) po nieprzespanej nocy w pociągu lub samochodzie to w jakimś procencie potencjalny klient TOPR. Jeżeli do tego pogoda jest kiepska a pójść w góry przecież "trzeba" bo się tak daleko jechało to ten procent wzrasta dodatkowo. Jeżeli ten turysta(ka) śpi kolejną noc na glebie bo na co innego może liczyć w weekend i następnego dnia znów wychodzi w góry i w dodatku w kiepskiej pogodzie to jego szanse na "zaliczenie" TOPR wzrastają jeszcze bardziej. Jeżeli wraca pociągiem to najwyżej następnego dnia będzie kiepski w robocie czy na uczelni, jeśli jednak prowadzi w nocy samochód to jego szanse na "zaliczenie" warsztatu blacharskiego i lakierniczego a także szpitala lub kostnicy rosną już bardzo poważnie.
W lecie do Mielna i okolicy przyjeżdża w piątkowe popołudnie mnóstwo wozów, głównie z Poznania. Suną jeden za drugim, jazda w stronę Poznania w piątek jest koszmarem bo są podstawowe trudności z wyprzedzeniem każdego ciągnika, ciężarówki lub innego powolnego pojazdu. Jednakowoż ilość wypadków nie rośnie ponad "normę" z innych powszednich dni. A potem są dwa dni nad morzem, upalne lub deszczowe. Jeśli jest upał to trzeba się wieczorem ochłodzić piwkiem, jeśli zimno i mokro to trzeba się ogrzać, raczej czymś wyżej procentowym. No i się drinkuje w sobotni wieczór. A późnym popołudniem w niedziele wszyscy ruszają do domu. Późnym bo szkoda każdej godziny a w dodatku to tylko te głupie 260 km. No i znowu sunie kolumna, jeden wóz za drugim. A od czasu ktoś przyśnie bo za dużo podrinkował lub za długo wygrzewł się na plaży. A jak przyśnie to jest "dzwonek" - czasami i kilku pojazdów. Mam informację od ludzi co w tym siedzą - w niedziele jest trzy razy więcej kolizji niż w dzień powszedni, mimo, że nie ma TIR-ów, ciągników itp. Tak jest przez całe lato, we wrześniu robi się chłodno i wszystko wraca do normy. To jest właśnie cena weekendowej turystyki. Ciekawe jak to wygląda na "zakopiance", sądzę, że identycznie.
staszek

-#5
Posty: 843
Rejestracja: czw 03 maja, 2007

Post autor: staszek »

Panie Janku to wyklad nie wypowiedz z elementami historii, istota problemu i wizja przeszlosci. Moje zdanie w tym temacie jest krotkie : Taterki sa za male i tak czy inaczej beda zawsze zadeptane ( taki problem wystepuje tez w Slowenji ). Mozna jezdzic w Alpy ale zawsze sentymentalnie wraca sie w taterki, gdzie sie zdobywalo gorskie szlify. Ad. schronisk to co ma zrobic taki maly zuczek jak ja nie trawi zakopca i pokazowych Krupowek ?
Awatar użytkownika
Mecenas

-#5
Posty: 519
Rejestracja: śr 09 sie, 2006
Lokalizacja: Chełmno/Toruń

Post autor: Mecenas »

staszek pisze:Ad. schronisk to co ma zrobic taki maly zuczek jak ja nie trawi zakopca i pokazowych Krupowek ?
Jak to co? Toc dzisiaj na wszystko jest jakas pigulka, to i na trawienie cos znajdziesz ;)

Ale wychodzac na przeciw Twemu pytaniu - sa jeszce okoliczne miejscowosci... Ja, jesli juz mam baze poza gorami, startuje z Koscieliska - imho zdecydowanie bardziej sympatycznie niz w Zakopcu, ktory to swoja droga az tak skrajnie mnie nie odraza i jakos sie w nim rowniez odnajduje.
Inna kwestia - jak sie do czegos nie ma przekonania, to nawet bajeranckie rozwiazanie z udzialem tego "czegos" czemu jest sie niechetnym bedzie odrzucalo... ot caly sekret.
Awatar użytkownika
mefistofeles

-#10
Posty: 17204
Rejestracja: pt 25 cze, 2004
Lokalizacja: Inowrocław
Kontakt:

Post autor: mefistofeles »

Janek pisze:Jeżeli ten turysta(ka) śpi kolejną noc na glebie bo na co innego może liczyć w weekend i następnego dnia znów wychodzi w góry i w dodatku w kiepskiej pogodzie to jego szanse na "zaliczenie" TOPR wzrastają jeszcze bardziej.
daj spokój. NA glebie naprawde można się porzadnie wyspać (BTW - dziś spałem na glebie w domu z powodu gości). Najgorszą noc w schronisku spędziłem mając jak Pan Bóg przykazał rezerwację i śpiąc na wyrku. Z tym, ze wyrko było niewygodne, w dodatku ktoś sobie imprezował przed schroniskiem. I nie byli to glebowicze.
Nastepna noc była na glebie i spało się świetnie.
Oczywiście - gleba jest na końcu łańcuszka wygody (łóżko, namiot, gleba), ale nie oznacza to, że nie można na glebie porządnie wypocząć - można jak najbardziej.
Jeśli się boisz, już jesteś niewolnikiem!
Grzegorz Braun
Awatar użytkownika
Janek

-#10
Posty: 19437
Rejestracja: wt 26 kwie, 2005

Post autor: Janek »

staszek pisze:Ad. schronisk to co ma zrobic taki maly zuczek jak ja nie trawi zakopca i pokazowych Krupowek ?
A czy ja panu, panie Staszku choć słowem zalecałem szlifowanie bruku na Krupówkach?
Krupówki (a w zasadzie Zakopane bo to symbol) są nieodłącznie związane z Tatrami. To jest przesądzone przeszło 100 lat albo i więcej temu. Zawsze tak jest i to we wszystkich górach Europy, że taki znak równości między górami a miejscowością pod nimi leżącą istnieje. Np. jeśli ktoś powie Mont Blanc to odrazu się myśli Chamonix, jeśli Matterhorn to Zermatt, Eiger to Grindelwald a jeśli Dolomity to Cortina d'Ampezzo. Swoistą osobliwością jest natomiast to, że właściwie nie ma takiej "wiodącej" miejscowości w Tatrach Słowackich. Z racji na przepyszną panoramę powinien być Poprad ale jakoś tak się nie stało. Co jest wspólną cechą tych miejscowości? Nie tylko to, że jest to baza hotelowa, zaopatrzeniowa itd. W każdym przypadku a w Zakopanem w szczególności są one miejscami kultowymi, mają swój mit, legendę. W Zakopanem, szczególnie w ostatnich latach zrobiono bardzo wiele aby ten mit i legendę pochować do grobu ale ona się nie daje i nie da. Jeśli zapyta Pan na czym ona polega i dlaczego Zakopane jest kultowe to nie odpowiem - nie ma logicznych uzasadnień dla zjawiska "kultowości" a już szczególnie gdy dotyczy ona nie miejsca lecz człowieka i to w dodatku żyjącego. Takim żywym kultem był swojego czasu aktor Zbigniew Cybulski. Dlaczego? Nikt tego nie powie. Bo wielkim aktorem był? Czy ja wiem, może wcale nie. Ale wróćmy do Zakopanego - dlaczego jest kultowe? Nie wiem, może dlatego, że czuć w nim coś co może trochę z emfazą można nazwać "dotykiem historii". To się różnie odczuwa. Ja np. doznałem takiego odczucia jak chyba w 1973 jechałem przez most w Zaleszczykach. Tam było odczuwalna wprost fizycznie świadomość końca pewnej epoki w dziejach Polski. Teraz prawdopodobnie nikomu z niczym się to nie może kojarzyć bo młode pokolenie pewnie z niczym już nie kojarzy Zaleszczyk a stare, tj. moje otrzymało od historii nieoczekiwany prezent w postaci roku 1989, którego wydarzeń raczej nikt z nas się nie spodziewał a przynajmniej bardzo nie wielu.
Obecne Zakopane mnie denerwuje a zarazem nie umiem się wyzbyć sentymentu do niego. To chyba coś takiego jak pierwsza dziewczyna, nigdy się jej nie zapomina a to pierwsze zauroczenie pozostaje nawet gdy potem nam nieźle zaszła za skóra.

Pańska rezygnacja - musimy zadeptać te Tatry (nie Taterki na Boga - to się słyszy jak potrawa - taterki z grzybkami w śmietanie) mnie zdumiewa. Nie wolno do tego dopuścić i wierzę, że się na to nie pozwoli. Może Pan zauważył małą dyskusję na w SBoxie na temat działań władz Wenecji zmierzających do oczyszczenia tego miasta z odpustowo - jarmarcznych zwyczajów. Widziałem to na własne oczy - niewiele brakuje aby nieokrzesani przybysze zaczęli gotować na maszynkach gazowych na schodach Bazyliki Św. Marka. Swego czasu niedawno zmarła Oriana Fallaci dalą popis gniewu na to co działo się przed Santa Maria del Fiore w Florencji. Pomogło, karabinierzy przestali spać na służbie. Wierzę, że to samo stanie się w Tatrach.
Jestem gorszego sortu...
Awatar użytkownika
Janek

-#10
Posty: 19437
Rejestracja: wt 26 kwie, 2005

Post autor: Janek »

mefistofeles pisze:ale nie oznacza to, że nie można na glebie porządnie wypocząć - można jak najbardziej.
Chciałbym napisać, że pogadamy o tym za 15 lat ale to raczej nierealne. Jak mialem Twoje lata to też mi się wiele rzeczy wydawało. Zawsze jednak przychodzi ta słynna conradowska "smuga cienia", po której wszystko jest inaczej.
Powiem jeszcze inaczej - nie podłoga, jej twardość, jest problemem, problemem jest otoczenie. To tak jak z salą szpitalną. Dla młodego - ganc pomada czy wielka czy mała. Ale jak trochę lat przybędzie to się staje okropnym jak ma więcej niż np. cztery łóżka. Podobnie w schronisku. Ja zresztą nie występuję przeciwko podłodze jako takiej, elementowi budowlanemu. Gdyby zrobiono tak jak to proponuje Tomtom czyli wielka sala nawet bez prycz to niech tak będzie. Mnie denerwuje co innego - pazerność gospodarzy schronisk, którzy pod płaszczykiem "turystycznej solidarności" tłuką forsę aż miło w niczym nie rekompensując niewygód (odstępstwa od standardu) tym, którzy zapłacili pełną cenę. To jest trochę tak jak sprzedawanie śmierdzących jaj i zjełczałego masła za normalną cenę.
Ostatnio zmieniony ndz 02 wrz, 2007 przez Janek, łącznie zmieniany 1 raz.
heniek

-#2
Posty: 56
Rejestracja: czw 29 gru, 2005

Post autor: heniek »

mefistofeles pisze:NA glebie naprawde można się porzadnie wyspać
Pewnie że można się wyspać swego czasu tylko na glebie spałem teraz to poluję na kojo ale jak nie ma to i glebą nie pogardzę ;) .
heniek

-#2
Posty: 56
Rejestracja: czw 29 gru, 2005

Post autor: heniek »

Janek pisze:Zawsze jednak przychodzi ta słynna conradowska "smuga cienia", po której wszystko jest inaczej.
No niestety ale jedna czy dwie noce na podłodze to chyba nie zaszkodzą ;) .
ODPOWIEDZ